Fake newsy w gazetach

Fake newsy w gazetach



Domowe sposoby na odchudzanie po tłustym czwartku zaprezentowane w „gazecie” Super Express zadziwiły nas. Obserwując wasze reakcje, zauważyliśmy, że też się ubawiliście. Jednak po dłuższym namyśle doszliśmy do przekonania, że to wcale nie jest śmieszne.
Dwie największe polskie gazety drukują na swoich stronach głupie artykuły na potęgę. Prawdy w nich nie ma. To historie całkowicie zmyślone, a bohaterowie podstawieni i opłaceni.
Rozumiemy pisma satyryczne, ale tu dziennikarz niby newsowy kłamie jak na zawołanie.
Internet pełen fake newsów. Trudno z tym walczyć, trudno też się pogodzić. Ale to, co drukuje Fakt i Super Express jest przerażające.
Zresztą zobaczcie sami. Zrobiliśmy bardzo wybiórczy przegląd najbardziej durnych artykułów z tych gazet. Po tej lekturze już wiemy, dlaczego sprzedaż obu tytułów ciągle spada.


Przy okazji warto przypomnieć, że redaktorzy z Super Expressu matce, która zamordowała swoją córkę za rozbieraną sesję na koniu zapłaciła. Na pewno pamiętacie tę makabryczną zbrodnię z Sosnowca. Jakim pozbawionym skrupułów draniem trzeba być, żeby dla ratowania sprzedaży gazety posunąć się do takiego draństwa?









Miłość w sieci, śmierć w real

Miłość w sieci, śmierć w real





Kobiety lubią niegrzecznych mężczyzn tylko w filmach akcji. W prawdziwym życiu każda rozsądna dziewczyna szuka u partnera na całe życie zupełnie innych cech. Niestety los czasem potrafi być o wiele okrutniejsze niż niejeden krwawy film. Ta historia uczy, że odwaga i determinacja to czasem za mało, żeby zakończyć toksyczny związek. Potrzebne jest wsparcie rodziny, przyjaciół, a w skrajnych przypadkach nawet policji.


Szminka ma kolor krwi

Przytulała rozgrzany, spuchnięty policzek do zimnych płytek na ścianie w łazience. Czuła jak łzy spływają jej po policzkach. Z makijażu, o zgrozo zrobionego dla niego, nie pozostało już nic. Płakała nie z bólu, była wściekła na swoją lekkomyślność. Po co dała mu kolejną szansę? Wszystko wskazywało, że to nie ma sensu, nie ma przyszłości, że będzie powtarzać się w nieskończoność. Przestrzegali przyjaciele, matka również dołożyła swoje, ale ona chciała ratować rodzinę. Wszystko dla dobra dziecka, nie musi przecież jak większość jego rówieśników z przedszkola wychowywać się bez ojca.
Teraz już wiedziała, że to był błąd. Na szczęście synka nie było w domu. Poszedł na noc do babci, to miał być tylko wieczór dla nich: kino, kolacja i jeden drink w modnej knajpce. Prawie się udało. Sławek starał się: był miły, uprzejmy, rozmowny, uśmiechnięty, ale po drugim kieliszku wszystko się skończyło.
Teraz siedziała wtulona w kąt łazienki i z obawą zerkała, czy cienkie drzwi wygrają z jego szaleństwem. Nie miała złudzeń, jeśli po kilku szarpnięciach klamką zdecyduje się z całą siłą uderzyć w drzwi wykonane w zasadzie z dykty, to wraz z nimi rozjuszony, pijany mąż wpadnie do środka.
Kilka razy szarpnął za klamkę. Oddalił się, ale słyszała, jak miotał się po mieszkaniu. Dobiegł ją brzęk szkła, a więc zapowiadało się dalsze chlanie. Może to jest szansa dla niej – zajęty piciem zapomni o niej, uśnie gdzieś przy stole.
Nasłuchiwała odgłosów dochodzących z mieszkania, oczekując chwili, by mogła wybiec z pułapki, jaką okazała się łazienka. Dopóki słyszała jego pokrzykiwania, musiała czekać. Przez drzwi i ściany nie mogła zrozumieć, co sapie pod nosem, dobiegały ją pojedyncze słowa, zniekształcone przez ścianę, odległość i wypity alkohol. Znała je na pamięć: kurwa, dziwka, ja ci pokażę, kocham cię, jesteś moją żoną – cóż za wyrafinowany zestaw komplementów. Nic tylko cieszyć się, że ma się tak wspaniałego męża, próbowała się pocieszać, obracając wszystko w żart.
- Tylko tym razem nie będzie już przeprosin i drugiej szansy – zagryzała zęby, czując jak bolą rozbite i przecięte usta. Przejechała po nich delikatnie dłonią, poczuła ukłucie bólu, a na ręce pozostał czerwony ślad – szminka zmieszana z jej krwią. Ból i miłość nie mogą mieć tego samego czerwonego koloru.
Kiedy w mieszkaniu od dobrych kilku minut było cicho, odważyła się ostrożnie otworzyć drzwi. Na czubkach palców, jak ranione zwierzę podczas obławy przemykała w kierunku wyjścia. Z korytarza zabrała pierwsze z brzegu buty i swoją torebkę. Potrzebowała dokumentów, by udać się na komisariat policji i do szpitala na obdukcję.
Buty odważyła się ubrać dopiero przed blokiem na chodniku. Oczywiście w pośpiechu wybrała te na najwyższych obcasach. W momencie, kiedy rozpadało się jej małżeństwo, jak na złość wszystko sprzysięgło się przeciwko niej. Na każdym kroku pojawiały się dowody, jak bardzo chciała podobać się swojemu mężczyźnie.
- Teraz mam już tylko jednego faceta, a on ma 5 lat i jest moim synem – silna kobieta obwieściła całemu światu.


Miłość zakończona w sądzie

Przez trzy miesiące nie widział swojej żony. Uciekła z domu i gdzieś wraz z jego synem się zaszyła. Na pewno nie mieszkała u rodziców. Taki głupi nie jest, to sprawdził dokładnie. Wystarczająco długo sterczał zaczajony w bramie sąsiedniej kamienicy, by być o tym przekonanym. Próbował śledzić tę „starą wredną babę, która zaraz po ślubie kazała mu mówić do siebie – mamo”, ale zawsze jakoś w tajemniczy sposób zdołała go zgubić, to najlepiej świadczyło, że ma do czynienia z czarownicą, złem wcielonym, które miało fatalny wpływ na jego kochaną żonę.
Teraz patrzył prosto w twarz Magdy. Tęsknił za nią, każdy dzień bez niej potęgował jego miłość. Szkoda tylko, że dzieli ich tych kilka metrów i wysokie drewniane ławy w sądzie.
Nie mógł się skupić na tym, co mówił sędzia. Zresztą, jakie to ma znaczenie, przecież zaraz odzyska swoją ukochaną. Mąż i żona to układ nierozerwalny, tym bardziej że mają wspólne dziecko. Cieszył się, że zaraz będą znowu jedną rodziną.
Na pytania sądu odpowiadał szczerze. Opowiedział, jak bardzo kocha swoją żonę i dziecko.
- A pani, wysoki sądzie nigdy nie kłóci się z mężem? – skomentował, kiedy padły kolejne pytania. Zgodnie z zaleceniami adwokata chciał być miły, ale z każdym kolejnym pytaniem było to coraz trudniejsze. Na domiar złego adwokat Magdy wyskoczył z obdukcją ze szpitala, z błyskiem w oku, wręcz z tryumfem pokazał zdjęcia jego żony zrobione dzień po ostatniej awanturze.
- Wiem, że moja żona jest piękna, po co pokazywać tak przekłamane i tendencyjne zdjęcia – odpowiedział błyskawicznie, a kobieta, którą adwokat kazał mu tytułować „wysoki sądzie”, uciszyła go stanowczo i zakazała się odzywać, kiedy nie jest pytany.
- Wredna suka, oczywiście baba zawsze będzie grać w tej samej drużynie, co jego żona. Jak zwykle mam pecha - pomyślał.
Ale najgorsze wydarzyło się na sam koniec. Adwokat, przed salą rozpraw mówił zupełnie coś innego Uspokajał go, a teraz nogi mu się ugięły, kiedy usłyszał wyrok. Rok więzienia. Gdzie te „zawiasy”, o których wspominał mecenas. Spojrzał w oczy żony, spodziewał się tryumfu, błysku zwycięstwa, a zamiast tego dojrzał łzy pod rzęsami, a jedna kropla spływała po policzku. Była idealnie czysta, bo tego dnia Magd a przyszła do sądu bez makijażu.


Baby są jakieś inne

Tej łzy uczepił się jak koła ratunkowego. Płacze znaczy, kocha – rozmyślał, leżąc na więziennej pryczy. Tylko dlaczego dziwka jedna tak go załatwiła, po co ten sąd – zaraz zadawał sobie pytanie. Miał dość czasu na rozmyślanie, jednak ile razy powracał do tego najważniejszego tematu to zawsze miał dziwne odczucia. Z jednej strony wiedział, że kocha Magdę, z drugiej nie potrafił jej wybaczyć, przecież to przez nią trafił do więzienia.
- Przyjdzie czas na miłość i na karę – pocieszał się, myśląc o przyszłości swojego małżeństwa.
Pismo z sądu zupełnie wyprowadziło go z równowagi. Na rozprawie bez jego udziału Sąd Rodzinny orzekł o rozpadzie ich małżeństwa, dodatkowo całą winą obciążył jego.
- Spisek, spisek, - krzyczał, drąc pismo na drobne kawałki. Nie zdążył uważnie nawet go przeczytać do końca- alimenty i widzenia z dzieckiem pod okiem kuratora przegapił. Całe jego uczucia do małżonki, gdzieś się zgubiły spalone w ogniu nienawiści i wściekłości.
- Baby są jakieś inne – z mądrą miną skomentował więzień bezmyślnie wpatrzony w zakratowane okno. Znał tylko tytuł filmu, na pewno nie mógł go oglądać, bo dopiero wchodził na ekrany kin, kiedy oni skazani byli tylko na filmy w telewizji, a tam leciały tylko same powtórki.
Po kilku miesiącach wychodząc z więzienia, ciągle nie wiedział, co ma zrobić. Zależało mu na Magdzie i dziecku, ale równie mocno pragnął ją ukarać. Na szczęście dziewczyna dobrze uciekła przed oprawcą. W nowym życiu bardzo pomogli jej rodzice. Telefony i nerwowe dzwonienie do drzwi jej mieszkania wkrótce się skończyły. Wystarczyła jedna interwencja policjantów, którzy bardzo precyzyjnie wytłumaczyli mu, jakie są konsekwencje złamania przedterminowego zwolnienia, a nękanie byłej żony na pewno mieści się w tej kategorii.




Kobieta najlepiej leczy rany

Wszyscy uważają, że czas goi rany, ale jeszcze lepiej robi to nowa miłość. Sławek początkowo topił samotnie smutki w pubach na Starym Rynku w Poznaniu. Jego życie nabrało sensu i szybko zapomniał o Magdzie, kiedy pewnego dnia poznał śliczną blondynkę. Zwrócił na nią uwagę, ponieważ była bardzo podobna do jego byłej żony. Pewnie, gdyby był bardziej pijany i wzrok odmówił posłuszeństwa to mógłby je nawet pomylić. Na szczęście zaczynał dopiero pić. Był po pierwszej wódce, wystarczająco odważny, by zaczepić nieznajomą, za mało pijany, by rozważna dziewczyna spławiła pijaka. Sławek uczył się na swoich błędach. Podczas miłego wieczoru spędzonego ze śliczną nieznajomą wypił tylko jedno piwo. Potem były soki, kawa i spacer, by odprowadzić dziewczynę na postój taksówek. Samotna i piękna kobieta nie powinna po nocy włóczyć się sama.
Blondynka miała na imię Monika. Właśnie skończyła studia w Wielkopolskiej Szkole Medycznej. Wyuczyła się zawodu masażystki i szukała pracy w tej branży.
Przystojny, wysoki mężczyzna zaimponował jej. Spędzili wieczór na rozmowie, on nie upił się, zaopiekował się nią, wsadził do taksówki i nawet nie nalegał, by jechać z nią albo zabrać do swojego domu. Znajomość zaczynała się bardzo ciekawie.
W kolejne dni były następne spotkania. Nie chciała zapeszać i nazywać tego randkami, ale „motyle w brzuchu” mówiły co innego. Z niecierpliwością czekała na telefon od niego, a sms- y czytała z wypiekami na twarzy. Były intrygujące, odważne, ale nie przekraczały tej cienkiej granicy, za którą są już tylko wyznania napalonego faceta. Zresztą Sławek w przeciwieństwie do swoich rówieśników był facetem z krwi kości. Nie żelował włosów, nie miał hipsterskiej brody, nie gestykulował dłońmi podczas rozmowy w ten charakterystyczny dla gejów sposób, a nie wiadomo dlaczego przejęty przez wszystkich facetów. Był po prostu stu procentowym mężczyzną i przekleństwo czasem mu się wymykające nie raziło nawet w dobrym towarzystwie





Miłość na facebooku

Monika wkrótce przedstawiła przyjaciołom swojego nowego znajomego. Zauważyła, jak koleżanki lukają na niego z zazdrością, a koledzy z małą nutką smutku i świadomością, że nie uda im się już jej poderwać. W wyścigu ze Sławkiem nie mieli szans.
Chciała głośno krzyczeć, by wszyscy wiedzieli, jak bardzo jest szczęśliwa, ale po co tracić siły i nadwyrężać głos jak można zrobić to przy pomocy facebooka.
Takie zachowanie to już chyba znak czasów, w jakim przyszło nam żyć. Odtąd młodzi kochankowie w internecie chwali się swoim szczęściem. Publicznie wyznawali sobie miłość, pokazywali zdjęcia ze wspólnych wakacji, wyjazdu do Irlandii, wizyt na stadionie piłkarskim. Ona mówiła do niego „Misiek”, on komplementował jej urodę. Nawet zaręczyny zostały obwieszczone w świecie wirtualnym. Pierścionek w realu zszedł na drugi plan, był tylko rekwizytem, który należy sfotografować i wrzuć na profil.
Znajomi gratulowali i życzyli powodzenia na nowej drodze.
Jednak szczęście nie było pisane Monice. Dziewczyna szybko odkryła ciemną stronę swojego partnera. Sławek potrafił grać inną osobę tylko przez krótką chwilę. Natury nie idzie oszukać, ciągnęło go do nocnych, pijackich rajdów po pubach. Mimo że był zaręczony z piękną dziewczyną, nie potrafił przejść obojętnie obok spotykanych w barach dziewczyn, które pojawiały się tam tylko w jednym celu.
Monika szybko dowiedziała się o kłamstwach, a nawet zdradach. Chyba nie takiego szczęścia pragnęła u boku narzeczonego, kiedy na święta Bożego Narodzenia na swoim profilu facebookowym życzyła wszystkim takiej radości, jaką spotkała ją w życiu.
Na początku lutego tego roku postanowiła zerwać ze swoim partnerem.
- Od dzisiaj jesteś tylko najgorszym koszmarem minionych miesięcy – zamieściła dramatyczny wpis na swoim profilu. – Żegnam smutki, żegnam żale, czuję się wręcz doskonale – dodała zaraz optymistycznie, pokazując znajomym, że jest silną kobietą i poradzi sobie z tym problemem. Dziewczyna odważnie patrzyła w przyszłość.
- Jakie to życiowe! Za serce i dobre intencje kopas w dupas i to bezczelnie codziennie prosto w oczy, w białych rękawiczkach – komentowała jedna ze znajomych, co pokazuje, że osoby z najbliższego otoczenia doskonale zdawały sobie sprawę z grzeszków, jakie ma na sumieniu jej były chłopak.
Niestety Sławek nie mógł się z tym pogodzić. Ciągle był zapatrzony w przeszłość i nie chciał zaakceptować utraty dziewczyny.
Zapewne jego męska duma została urażona. Wiele również musiała go kosztować gra zupełnie innego człowieka na potrzeby narzeczonej. Nie bez znaczenia był fakt, że dotąd cały ich romans rozgrywał się na oczach internautów. Znajomi wiedzieli o każdym najbardziej intymnym fakcie z życia pary. Męska duma ucierpiała podwójnie.
Teraz mógł już być szczery i postanowił w brutalny sposób pokazać, kto rządzi w tym związku.
Ubłagał ją na jeszcze jedno spotkanie, jeszcze jedną rozmowę o ich związku, jak zwykle liczył na kolejną szansę, tego przecież nauczyło go życie w małżeństwie.
Monika nie zamierzała zmieniać zdania, ale na spotkanie się zgodziła. Nierozważnie przyszła do jego domu. Kiedy tylko zatrzasnęły się drzwi, a klucz przekręcił z głośnym zgrzytem zrozumiała, że wpadła w pułapkę. Pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji. Sławek dotąd nie używał wobec niej siły. Powodem zerwania były jego zdrady i pijaństwo. O jego przeszłości kryminalnej i biciu żony również nic nie wiedziała. Co prawda narzeczony przyznał się do rozwodu oraz dziecka, ale podał zupełne inne powody rozpadu małżeństwa.
- To zła kobieta była, złapałem ją na zdradzie z moim kumplem. Nie mogłem tego dalej tolerować i ciągnąć – zwierzył się pewnego razu, wstydził się tego epizodu i zakochanej kobiecie trudno było nie uwierzyć w taką wersję.
Krzyczący, wygrażający pięścią oraz przeklinający facet miotający się po pokoju wokół fotela, gdzie zaskoczona usiadła. To był nowy obrazek. Gorączkowo myślała jak z tego wyjść. Próbowała go uspokoić, ale się to nie udało. Minuty wlekły się w ślimaczym tempie. Każda godzina pozbawienia wolności przekonywała ją, że musi działać rozważnie. W końcu pod wieczór wykorzystała moment nieuwagi i przez balkon udało się jej przedostać do sąsiedniego mieszkania. Znała z widzenia większość mieszkańców bloku, zaskoczonemu starszemu mężczyźnie powiedziała, że zatrzasnęła drzwi, a nie ma klucza. Szybko wybiegła na klatkę schodową i wybiegła na ulicę. Otwierane drzwi taksówki oznaczały ratunek i wolność. Bez namysłu poprosiła o zawiezienie się na najbliższy komisariat policji.
Po godzinie już tego żałowała. Opuszczała komisariat cały czas czując na sobie ironiczne spojrzenia policjanta przyjmującego zgłoszenie.
Była wściekła podwójnie, co tam potrójnie, na siebie, że była taka naiwna, na narzeczonego, że okazał się takim dupkiem i na policjanta, że nie dopatrzył się przestępstwa i tak pobłażliwie potraktował to zgłoszenie.
To był dopiero początek koszmaru. Były narzeczony nie odpuszczał. Nachodził byłą dziewczynę, groził jej, kilka razy uderzył, próbował nawet zgwałcić. Dziewczyna nie chciała nawet z nim rozmawiać. Dla niej było jasne, że z kimś takim nie zbuduje szczęśliwego życia. Kiedy kochanek zamienił się w brutalnego bandytę, doskonale wiedziała, co ma zrobić. Poszła na policję zgłosić groźby i napaść. Pierwsza wizyta jej nie zniechęciła, liczyła, że może inny policjant potraktuje jej problem poważnie.
Takie zachowanie jeszcze bardziej rozzłościło jej dręczyciela. Choć był wzywany na komisariat i przesłuchany to policjantom nie chciało się pogrzebać w papierach i nawet nie doszukali się wyroku za znęcanie nad żoną. To chyba dodało mu siły i z jeszcze większą siłą zaczął nękać Monikę. Teraz oprócz namówienia jej do powrotu i odbudowania związku, musiał ją przekonać do odwołania zeznań. Doskonale wiedział, że jeśli sprawa trafi do sądu, to tam już nie pójdzie tak łatwo i sędziowie na pewno dokopią się w archiwum do akt sprawy z jego byłą żoną.


Śmierć w realu

Porzucony, samotny i czujący zbliżające się niebezpieczeństwo miotał się jak ranny zwierz po swoim mieszkaniu. Zbliżające się święta wielkanocne pogarszały tylko sytuację. W pracy koledzy mówili tylko o nich, szykowali się do świętowania, a on przeczuwał dni w pustym mieszkaniu. Do akcji przygotował się doskonale. W plecaku miał, nóż, wiatrówkę, paralizator, taśmę klejącą i sznur. Dokładnie wiedział, co zamierza zrobić. To miało być porwanie. Święta są długie i na pewno starczy mu czasu, by przekonać ukochaną do zmiany zdania.
Jednak wszystko poszło niezgodnie z planem. W Wielką Środę przed świętami Monika do pracy w drukarni w Żernikach pod Poznaniem przyjechała samochodem wraz z matką. To znacznie skomplikowało całą sytuację, ale nie zamierzał odpuszczać. Może jej dzisiaj nie porwie, ale chociaż przemówi jej do rozsądku. Zdesperowany liczył, że matka stanie po jego stronie. Przecież kibicowała gorąco ich związkowi.
Pełen nadziei podbiegł do samochodu. Monika zauważyła go dopiero jak była już na parkingu.
- Wzywaj policję – krzyknęła do matki, a ta bez namysłu sięgnęła po telefon.
Misternie zaplanowany plan runął w gruzach. W myślach gorączkowo szukał innego rozwiązania.
- Zostaw mnie w spokoju, między nami skończone, ile razy mam ci to tłumaczyć - powiedziała Monika. W jej oczach zobaczył pewność siebie, coś zupełne innego niż w oczach żony podczas ogłaszania wyroku. Ta kobieta nienawidziła go i nie potrafiła tego ukryć.
Ręce same zacisnęły się na rękojeści noża w kieszeni. Nie panował nad sobą. Już druga kobieta go odrzuciła, zlekceważyła, nie doceniała. Urażona męska duma żądała krwi. Działał jak w transie, zadawał cios za ciosem, a wielkie ostrze gładko wchodziło w ciało, które jeszcze kilka tygodni trzymał w ramionach w miłosnym uniesieniu. Chyba nie miał świadomości, że zabija. Dopiero po kilku sekundach przyszło otrzeźwienie, ale było już za późno. Ukochana w kałuży krwi leżała bez ruchu na ziemi.
Morderca porzucił nóż oraz plecak ze sprzętem i uciekł samochodem.



Poszukiwanie winnych

Policja błyskawicznie rozpoczęła poszukiwania. W mediach pojawiły się zdjęcia ściganego mordercy. Policjanci teraz już wiedzieli, że źle ocenili sytuację. Rzeczywiście tak jak zeznawała zamordowana, mężczyzna był gotowy posunąć się do najpoważniejszego przestępstwa. Istniała realna groźba, że napastnik będzie próbował zaatakować kolejne osoby.
Matka zamordowanej dziewczyny oraz była żona, a nawet syn mordercy znaleźli się pod stałą policyjną ochroną.
Po zabójstwie komendant wojewódzki zlecił przeprowadzenie kontroli w komisariatach, które zajmowały się przyjmowaniem zawiadomień od zamordowanej Moniki G. o groźbach i obawie o swoje życie. Stanowisko stracił komendant komisariatu Poznań Stare Miasto, naczelnik wydziału kryminalnego oraz jego zastępca.
Niestety nie jest to pierwszy tego typu przypadek lekceważenia zgłoszeń o przemocy ze strony mężczyzny w stosunku do aktualnej lub też byłej partnerki. Tego typu przestępstw w Polsce jest zgłaszanych wyjątkowo dużo. Statystyka pokazuje, że tylko bardzo nikły odsetek z nich kończy się zabójstwem. Czy jednak jest to dowód na to, aby pozostawiać osoby bez pomocy? Na pewno nie. Ta historia pokazuje, że prawdopodobnie zatrzymanie tylko na 48 godzin napastnika, uratowałoby kobiecie życie. Sławomir B. był wyjątkowo agresywnym mężczyzną. Tylko zwykłemu niedbalstwu i lekceważeniu swoich obowiązków przez policjantów zawdzięczał, że nie trafił do aresztu tymczasowego. Przecież w przeszłości był już karany za takie samo przestępstwo. Znęcał się i bił swoją byłą żonę. Wiele na pewno wyjaśniłoby badanie psychologiczne. Takiego natężenia agresji nie idzie tak łatwo ukryć, a psycholog potrafiłby lepiej ocenić zagrożenie niż znudzony policjant przyjmujący kolejne zgłoszenie o wyczynach damskiego boksera. Chyba czas by zmienić policyjne procedury w przypadku przyjmowania tego typu przestępstw.
Sławomir B. został odnaleziony w niedzielę. Zwłoki mordercy znaleźli członkowie rodziny. Mężczyzna powiesił się w piwnicy bloku przy ulicy Marszałkowskiej w Poznaniu, gdzie był zameldowany u swojej ciotki. To również może budzić zdziwienie. Jeśli trwa policyjna obława na bandytę, to miejsce zamieszkania powinno znajdować się pod szczególnym nadzorem. Niezależnie od tego, co mówiła ciotka poszukiwanego. Kobieta zeznała, że od świąt Bożego Narodzenia Sławomir B. nie pojawiał się w jej mieszkaniu. Lista błędów popełnionych przez policję w tym przypadku jest wyjątkowo długa. Niestety Monika straciła życie. Dla wielu kobiet, które znajdą się w takiej sytuacji ta historia nie przyniesie otuchy. Jak tu uwolnić się od swojego oprawcy, jeśli nie można liczyć na pomoc policji? Agnieszka głośno wołała o ratunek. Policyjni biurokraci nie usłyszeli jej krzyku.


Łowca burz

Łowca burz



Znamy coraz więcej szczegółów makabrycznej zbrodni z Bolesławca. W piątek 22 lutego Sebastian R. rzucił się z nożem na swoją partnerką. Wcześniej wyrzucił z okna zwłoki 3-letniego dziecka. Kobiety nie udało się uratować. Morderca postrzelony przez policję trafił do szpitala.

32-letni Sebastian R. był doskonale znany pracownikom pomocy społecznej. Rodzina znajdowała się pod opieką kuratora, ponieważ często dochodziło do awantur.
Co znaczy takie wsparcie, mogliśmy się przekonać w feralny piątek. Tego dnia do mieszkania również zapukał kurator. Został wpuszczony, chwilę pogadali, powstał raport. Można powiedzieć rutynowa kontrola. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej nadzorował rodzinę, ale sytuację określał jako dobrą i rokująca poprawę.
Ktoś się pomylił! Po wyjściu kuratora doszło do tragedii. Zwyrodnialec rzucił się z nożem na dziecko. Zabił je i zakrwawione ciałko wyrzucił z okna z drugiego piętra na trawnik. Potem poszedł rozprawić się z matką swojego dziecka. Kobieta próbowała uciekać, jednak morderca zdołał zadać jej kilka ciosów nożem. Kobieta ratowała się ucieczką na klatkę schodową. Głośna awantura zaalarmowała sąsiada. Otworzył drzwi i wyszedł zobaczyć, co się dzieje. Zwyrol schował się w mieszkaniu. Na miejsce szybko dotarła policja i pogotowanie ratunkowe. Niestety kobiety nie udało się uratować.
Policjanci wezwali mordercę do poddania się. Ten jednak zabarykadował się w mieszkaniu. Nie było na co czekać, policjanci wywarzyli drzwi i weszli do środka. Sebastian R. próbował bronić się nożem. Padły strzały.




Los w takich przypadkach zawsze jest niesprawiedliwy. Choć morderca otrzymał postrzał w brzuch ciągle żył.
Trafił do szpitala. Był przytomny i odmawiał podpisania zgody na operację. Wielu pewnie teraz powie – trzeba było pozwolić mu umrzeć, nie operować!
Lekarze jednak postanowili go ratować. Trafił na stół operacyjny. I znowu okazało się, że potwór miał szczęście. Kula ominęła ważne organy. Jego życiu nic nie zagraża.
Okazało się, że morderca był pod wpływem narkotyków, bredził coś o misji od Boga, ale doskonale wiedział, co zrobił. Przyznał, że zabił kobietę i dziecko.

Sebastian R. w przeszłości już był karany za znęcanie się nad osobą z najbliższej rodziny. Niestety było to ponad 10 lat temu i wyrok się zatarł. Może czas pomyśleć nad zmianą prawa. Czy oprawca jest w stanie się zmienić? Można próbować odpowiedzieć na to pytanie, ale życie samo przynosi odpowiedź.
Czy kurator, wiedząc o jego przeszłości kryminalnej, inaczej by ocenił sytuację? Czy jego partnerka w ogóle wiedziała, z jakim potworem się związała?
Pytań jest wiele. To brutalne morderstwo pokazuje, że tak samo, jak w przypadku pedofilów, czy przestępców seksualnych należy wprowadzić nowe metody postępowania. Czas zacząć myśleć o normalnych obywatelach i zapewnić im bezpieczne życie.

Sebastian R. był dobrze znany również lokalnym dziennikarzom. Bardzo aktywnie udzielał się na forach internetowych. Znany był ze swoich radykalnych poglądów.
Oko za oko, ząb za ząb – tak skomentował czyn mężczyzny, który w obronie swojej kobiety przyłożył kijem golfowym napastnikowi. O matce, która nożem zabiła dwie córeczki, napisał – „kara śmieci to za mało”.
Czy wtedy już w jego chorej głowie pojawiały się mordercze myśli? Czy wiedział, że kilka tygodni sam nożem zabije dziecko i partnerkę?
Znowu możemy gdybać. Niestety zachowania takich potworów są nieobliczalne. Sytuację komplikują narkotyki, które wyzwalają najgorsze instynkty.




Sebastian R. próbował walczyć z potworem, którego istnienie zapewne przeczuwał. Angażował się w akcje charytatywne, jako wolontariusz działał w akcji Szlachetna Paczka.
Był też znanym łowcą burz. Na fotografiach uwieczniał rozbłyski piorunów. Wyjątkowo efektowne zdjęcia wysyłał do lokalnych mediów. Często były publikowane.
Sebastian R. jak nikt inny zasługuje na surową karę. Niestety dożywocie to najsurowsza kara, która może go spotkać. Sam w przypadku kobiety, która zabiła swoje dwie córki przyznał, że kara śmierci to za mało.
Może warto spytać samego potwora, jaką karę proponuje dla siebie?
Rojst

Rojst



Rojst mimo kilku wad to jeden z ciekawszych polskich seriali kryminalnych ostatnich lat. Nie ma tu efektownych zwrotów akcji, pościgów i strzelania do uciekających bandytów, ale mimo to serial trzyma widza w napięciu.
Akcja rozgrywa się w latach 80. Gdzieś w okresie po stanie wojennym a przed okrągłym stołem. Komuna trzyma się mocno i choć wszyscy po obu stronach politycznej barykady widzą absurd tych czasów, to mało kto wierzy w zmiany. Atmosfera w filmie jest gęsta od emocji, niby wszystko wygląda spokojnie i normalnie, ale czujemy, że gdzieś pod tym wszystkim kryje się prawdziwa bomba, która zaraz wybuchnie i zmiecie ten świat raz na zawsze.
To największy plus tego serialu. Czasy przed upadkiem PRL zostały przedstawione perfekcyjnie. Mamy wyraziste postacie bohaterów. Starego i zgorzkniałego dziennikarza oraz młodego nieopierzonego pismaka, który ucieka przed swoim ojcem – aparatczykiem partyjnym, który może wszystko.
Obserwując nerwowe ruchy młodego dziennikarza, kiwamy głową z niesmakiem. Po co tak się rzuca? Przedkłada pracę nad życie rodzinne? Przecież prawdy, którą ewentualnie odkryje i tak żadna gazeta nie odważy się opublikować. Popadamy w pułapkę oceny tamtych czasów przez pryzmat współczesności. Kto pamięta PRL wie, że nie o to chodziło.
Cała Polska żyła w wielkim kłamstwie. Niektórzy dali się ponieść, wybierali karierę, bezpieczne i dostanie życie, wczasy Bułgarii i talon malucha. Niewielu wolało mieć czyste sumienie.
Kilka innych postaci jest również dobrze przedstawionych. Mamy wyrachowanego milicjanta, który coś ukrywa. Wydaje się, że tylko mundur różni go od alfonsa doglądającego prostytutki w hotelu. Jest prokurator, który działa zgodnie z wygodną wówczas w tym środowisku metodą - jest zbrodnia, musi być sprawca w areszcie, a czy jest on winny, to już nikogo to nie obchodzi. W chwili zatrzymania podejrzanego sprawa się kończy.
Mamy też parę zakochanych nastolatków, którzy żyją w zupełnie innych świecie. Są doskonale wyalienowani, zamknięci, odgrodzeni muzyką od konfliktu dorosłych.
Wszyscy bohaterowie krążą wokół opowieści o tragicznych wydarzeniach, jakie rozegrały się tuż po wojnie w pobliskim lesie. Wszyscy wiedzą, ale nikt nie mówi. Widzowie długo karmieni są tylko półsłówkami i niedopowiedzeniami.
To kryminał musi, więc być zbrodnia. Od ujawnienia jej zaczyna się serial. W lesie cieszącym się złą sławą znalezione zostają dwa ciała. Zamordowana to prostytutka i znany w mieście działacz partyjny. Wkrótce dochodzą dwie kolejne ofiary. Para nastolatków popełnia samobójstwo, skacząc z wieżowca.
Stary i młody dziennikarz, każdy na własną rękę próbują rozwiązać zagadkę. Ich drogi się często przecinają, nie współpracują ze sobą, działają z zupełnie różnych pobudek.
Zakończenie serialu jest zdecydowanie jego najsłabszym elementem. Obserwując akcję, spodziewamy się mocnego finału. Trzęsienia ziemi, które zmiecie z planszy kilka figur, szczególnie tych, które mają coś na sumieniu. Ale tak się nie dzieje. Finał rozczarowuje. Można to wytłumaczyć jako świadomy zabieg reżysera. Tytułowe słowo rojst- oznacza tereny podmokłe, bagna, torfowiska. I tak kończy się ta historia, każdy z bohaterów był na bagnie. Większość przeżyła, ale zapłaciła wysoką cenę. Nikt nie wyszedł czysty.



Szybcy i wściekli

Szybcy i wściekli

Chcieliśmy dać tytuł „Szybcy i złapani”, ale niestety jeden z szalonych kierowców zdołał uciec. Do tego podczas pościgu doprowadził do tragedii, jego bmw na zakręcie zderzyło się z osobówką, która rozpadła się na pół. Do opisanych poniżej pościgów doszło w ciągu kliku ostatnich dni.


Ten zakończony kraksą miał miejsce w niedzielę około godziny 9 w Wykrotach na trasie Godzieszów- Żagań.
Nieznany sprawca uciekał przed policją. Bmw na zakręcie wpadło na jadący z przeciwka samochód osobowy subaru. Forester rozpadał się na pół, dwie osoby w stanie ciężkim trafiły do szpitala.
Kierowca bmw wysiadł o własnych siłach i nie zważając na rannych, jak zwykły szczur czmychnął do pobliskiego lasu. Policja próbuje go namierzyć.




Drugi pościg miał miejsce w Zielonej Górze. To miała być rutynowa kontrola i mandat za niezapięte pasy, a skończyło się kilkukilometrowym pościgiem ulicami miasta. Mężczyźni uciekali fordem fokusem, jechali pod prąd, nawet chodnikiem. W końcu wpadli. Okazało się, że kierowca, 25-letni Krystian M. nie miał ważnego prawa jazdy, był naćpany, dwóch pasażerów, 21-letni Alan B. i 36-letni Paweł P. było poszukiwanych przez policję. 20-letni Robert D. odpowie za posiadanie narkotyków.
Cała czwórka trafiła za kraty.
Kierowca prawdopodobnie usłyszy zarzut niezatrzymania się do kontroli, prowadzenia pod wpływem narkotyków, sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Może dostać nawet 8 lat więzienia.
Panowie policjanci, brawo za udaną akcję i proszę pamiętać o mandacie za niezapięte pasy- przecież od tego się zaczęło.







Trzeci pościg pokazujemy na filmie nakręconym przez lubuskich policjantów.
20-latek może wściekły, ale nie szybki. Policjanci w Torzymiu zauważyli za kierownicą mercedesa 20-latka, który był poszukiwany. Za oszustwa internetowe miał trafić do poprawczaka. Mężczyzna nie zatrzymał się do kontroli, policjanci ruszyli w pościg. Mercedes skręcił w drogę gruntową. Kierowca źle ocenił swoje umiejętności, pod śniegiem kryły się przeszkody. 20-latek uszkodził miskę olejową i musiał ratować się ucieczką na piechotę. W tej dyscyplinie też okazał się cieniarzem. Policjanci szybko go dorwali.
Na razie trafił do poprawczaka, ale dojdzie zarzut niezatrzymania się do kontroli drogowej oraz kierowania pojazdem nie posiadając do tego wymaganych uprawnień.




Kolejny pościg to można powiedzieć klasyk – 17-latek za kierownicą, BMW, prawie stówka w terenie zabudowanym, brak prawa jazdy, ucieczka przed policją i pościg zakończony kraksą i pobytem w szpitalu.
Już za samą ucieczkę grozi kara od 3 do 5 lat więzienia i nawet 15 lat zakazu prowadzenia auta. Chyba nie warto ryzykować?






Nie urodzisz mojego dziecka

Nie urodzisz mojego dziecka




Wiadomość

Na spotkanie z Agatą szedł trochę podenerwowany. Jej głos podczas rozmowy telefonicznej nie zapowiadał niczego dobrego. Wyczuwał nadchodzącą kolejną klasyczną kobiecą histerię. Nie lubił tego. Dlaczego laski tak łatwo wpadają w ten płaczliwy ton? – zastanawiał się i obmyślał jak najszybciej pozbyć się problemu. Po południu był umówiony z kumplami na małą strzelankę w wirtualnym świecie. Nie chciał rezygnować z zabawy, tylko dlatego, że jego kobieta coś sobie znowu ubzdurała i wymyślała kolejne nieistniejące problemy. On lubił wojskowy porządek, zresztą marzył o zostaniu zawodowym żołnierzem. Wszystko w życiu podporządkował, by ten cel osiągnąć. Wypatrzył ją z daleka, siedziała na ławce w parku. Kiedy podszedł bliżej, zauważył, że ma oczy zaczerwione od płaczu. Już chciał ją zbesztać, ale usłyszał:
- Jestem w ciąży, będziesz ojcem – powiedziała to bardzo cicho, nawet nie patrząc na niego.
- Co ty gadasz, jak to możliwe? – krzyknął.
-Jak, jak…ile ty masz lat, że pytasz mnie, skąd biorą się dzieci- odpowiedziała zaczepnie i to wyprowadziło go z równowagi. Nie lubił, kiedy drwiła z niego, a teraz robiła to w bezczelny sposób i to w momencie, kiedy spadł na niego poważny problem.
Eryk miał dopiero 22 lata. Skończył liceum o profilu policyjnym i przygotowywał się do egzaminu do szkoły wojskowej. Zabawa w rodzinę nie była mu potrzebna. Agata bardzo mu się podobała, była szczupłą blondynką o takich kształtach, że idąc z nią ulicą, widział jak przyciąga wzrok facetów. Lubił to, imponowało mu i wiedział, że mężczyźni mu zazdroszczą. Ale dla niego dziewczyna i rodzina to były dwie zupełnie inne sprawy. Nie wyobrażał sobie pieluch, krzyku bachora w środku nocy i swojej laski, która po urodzeniu dziecka zamieni się w rozlazłą kluchę, za którą nikt się nie obejrzy. Nie, to nie był świat dla niego. Nie taką rolę miał do odegrania w życiu.
- Nie płacz, poradzimy sobie – próbował ją pocieszyć i jednocześnie czekał na odpowiedni moment, by pochwalić się świetnym wyjściem z kłopotliwej sytuacji.
- Co masz na myśli? – krzyknęła. Wstała z ławki i patrzyła mu prosto w oczy. Jako podwórkowy łobuz znał doskonale ten wzrok. Wiedział, co on oznacza i co za moment może się wydarzyć. Był zdziwiony- takiej Agaty nie znał. Nie wiedział, co ma zrobić. To zachowanie tak go zaskoczyło, że przez dłuższą chwilę milczał, i z trudem wytrzymywał spojrzenie kobiety.
- Nawet nie mów tego głośno. W życiu się na to nie zgodzę i nie daruję, że zaproponowałeś takie rozwiązanie.
- Ależ kochanie…- objął ją ramieniem i próbował przytulić. Sprawnie wyrwała się z objęć i powiedziała – urodzę dziecko, nawet jak nie będziesz tego chciał.
Nie potrafił zapanować nad emocjami. W jednej chwili zamienił się w wulkan, który eksplodował, wyrzucając w górę tony energii. Kipiał złością.
- Jak to sobie wyobrażasz, ja mam zaraz egzamin do szkoły. Potem nauka, poligon, ćwiczenia, nie będzie mnie w domu – sięgnął po argumenty, które miały wszystko załatwić.
- Jesteś beznadziejny, nie wybaczę ci tych słów. Tak nie mówi prawdziwy mężczyzna – odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem poszła w stronę wyjścia z parku. Nie zamierzał jej gonić. Niech przemyśli swoje zachowanie.


Świat wirtualny

Następne dni były ciężkie. Postanowił nie odzywać się do Agaty. Zaszył się w domu i większość czasu spędzał przed komputerem. Zabawiał się, strzelając do wirtualnych przeciwników. Początkowo pomagało to zapomnieć o kłopotach. Kiedy pod czaszką znowu pojawił się głos- będziesz ojcem, nie potrafił zapanować nad drżeniem rąk. Kończyło się to tragicznie, przeciwnicy bezlitośnie to wykorzystywali i zabijali go w świecie wirtualnym raz za razem. Ranking jego żołnierza leciał w dół na łeb na szyję. Żeby ratować sytuację, zmienił broń. Odtąd czekał na przeciwników w gruzach miasta, zaczajony tylko z nożem w ręku. Wysoko postawiona porzeczka zmusiła go do uważnej gry. Napawał się każdym śmiertelnym ciosem zadanym w serce, każdym poderzniętym gardłem. Krew na ekranie radowała serce.
- Nie, tak nie może być. Muszę to załatwić raz na zawsze – w końcu postanowił działać. Po tygodniu spędzonym w wirtualnym świecie wrócił na ziemię, do rzeczywistości.
Z ciężkim sercem poszedł do domu rodzinnego Agaty. Spodziewał się, że rodzice mogą go nie wpuścić. Nie miał dobrego kontaktu z jej ojcem, ale może dziewczyna wszystko przemyślała i uzna jego rozwiązanie za jedyne możliwe do zrealizowania.
- Niestety Agata powiedziała, że nie chce się z tobą spotkać, jeśli masz jej coś ważnego do powiedzenia, to najpierw zadzwoń – zakomunikował w drzwiach starszy mężczyzna. Z jego wyrazu twarzy domyślił się, że nie ma co negocjować. Najwyraźniej Agata we wszystko wtajemniczyła rodziców, a ci stanęli po jej stronie. Nie mógł zrozumieć, jak obce osoby mogą rościć sobie prawo do decydowania o jego życiu, bo przecież kłopot, jakim niewątpliwie jest dziecko, będzie się ciągnął za nim. Doskonale orientował się w sytuacji. Dziewczyna urodzi dziecko, poda go o alimenty i będzie żyła za jego ciężko zarobione pieniądze. Na jego osiedlu mnóstwo było takich matek, co w ten sposób załatwiły facetów. Dziecko podrzucą do rodziców i pędzą w piątek oraz sobotę na dyskotekę. Tylko zabawa im w głowie. Do roboty wcale się nie kwapią.
Obrócił się na pięcie i odszedł. Nawet nie powiedział dowidzenia. W głowie miał mętlik, w dużej mierze zaczął winić jej rodziców. To pewnie oni namówili córkę, by urodziła dziecko i za żadne skarby świata nie zgadzała się na aborcję. Dlatego postanowił dać jej jeszcze szansę. Odczekał jeden dzień i zadzwonił do dziewczyny.
- Cześć – rozpoczął.
- Część – odpowiedziała.
- Co słychać?
- Wszystko dobrze – krótkie odpowiedzi wskazywały, że będzie to trudna rozmowa.
- Zastanowiłaś się?
- Nie zmienię zdania, nie rozmawiajmy o pozbyciu się dziecka – zakomunikowała stanowczym głosem. Czuł jak znowu, wzbiera w nim złość.
- Co ty sobie myślisz, to nie tylko twoja decyzja. Nie zgadzam się, żebyś urodziła moje dziecko – teraz już krzyczał, nie przebierał w słowach.
- Moja, nic na to nie poradzisz. Możesz mnie zostawić, sama wychowam dziecko. Będę go kochała za nas obu – mówiła cicho, ale stanowczo.
- Obiecuję ci, że nie. Słuchasz mnie, nie pozwolę, by to dziecko się urodziło – wściekły odłożył słuchawkę. Od tej rozmowy każdego dnia obmyślał plan działania. W przerwach grał na komputerze. Strzelał do wrogów. Wirtualna krew lała się strumieniami po ekranie.



Jedyne rozwiązanie

W budynku panowała cisza, wszyscy domownicy byli już w swoich łóżkach i od dawna spali. Godzina pierwsza po północy na wsi to sam środek nocy. Rano, skoro świt trzeba ruszyć w pole do pracy, nikt tutaj nie zarywa nocki przed ekranem telewizora. Włamywacz sprawnie wskoczył do środka, przykucnął i zaczął nasłuchiwać, czy jego pojawienie się w mieszkaniu nikogo nie obudziło. Potem, cichutko na palcach poszedł w stronę sypialni. Poruszał się cicho, ale sprawnie, doskonale znał rozkład pokoi w domu. Bywał przecież tutaj wielokrotnie, ale teraz nie myślał o tym. Miał tylko jeden cel, chciał się zemścić i dokładnie wiedział, kogo pragnie ukarać. Złość i nienawiść dodawała mu odwagi. Do pokoju rodziców Agaty wpadł z impetem, już nie dbał o zachowanie ciszy. Zza pasa wyciągnął duży nóż, do nocnej wyprawy przygotował się dobrze, za pazuchą miał jeszcze jeden. Czuł jego ciężar, który dodawał mu odwagi. Teraz już wiedział, że nie ma odwrotu. Zresztą nie wahał się, wszystko dobrze obmyślił i zaplanował. Uniósł nóż do ciosu. Najpierw zaatakował mężczyznę, potem błyskawicznie przerzucił się na kobietę. Oboje nie przebudzili się, zginęli we śnie. Trochę żałował, że tak się stało, przecież zasłużyli na większą karę. Chciał zobaczyć strach przed śmiercią w ich oczach, ale nie było czasu na rozmyślania. Doskonale wiedział, że w domu znajduje się więcej osób, a on musiał odszukać i dopaść jeszcze Agatę. Z tym mogło być więcej problemu, bo nie wiedział, w którym pokoju położyła się spać. Nie miał pewności, gdzie jej szukać. Ruszył po schodach na piętro, jego krótka walka na dole chyba zbudziła domowników. Z pokoju wybiegła kobieta i mężczyzna. Nie ich szukał, ale musiał sobie z nimi poradzić. Kobieta zamknęła się w pokoju, to mu pasowało, nie chciał jej zabijać, ale mężczyzna rzucił się na niego. Zaczęli się szamotać, udało mu się uciec, to nie był czas na walkę, przecież kobieta, na którą polował, mogła się obudzić i uciec. Szybko zbiegł na dół, teraz już wiedział, w którym pokoju jej szukać. W mężczyznę rzucił nożem, chciał go trafić i unieszkodliwić, chociaż na chwilę. Jednak nie trafił, ostrze z wielką siłą odbiło się od ściany. Nie było czasu, żeby go szukać i załatwić napastnika. Miał przy sobie jeszcze jedną broń. Chwycił za rękojeść drugiego noża i pobiegł w kierunku pokoju, gdzie według niego spała Agata. Kiedy wpadł do środka, zauważył, że nie jest sama. Ktoś włączył światło, w pokoju były dwie młode kobiety, jego interesowała tylko ta w ciąży. Ale na drodze stanęła inna. Nie chciał jej zabić, zadał dwa szybkie ciosy w twarz. Polała się krew, wtedy w zasięgu jego rąk znalazła się właściwa osoba. Zadał kilka mocnych ciosów. Celował w brzuch, wiedział, że jest w 9 miesiącu ciąży. To nie były przypadkowe ciosy. On chciał zabić dziecko. To był jego najważniejszy cel. Nienarodzony musiał zginać. Chciał tego od samego początku, gdy dowiedział się o ciąży. Żadnych dzieci, nie chcę dziecka – pamiętał te słowa wypowiadane w nieskończoność. Nie pomogło, Agata nie chciała go słuchać. Pobiegła prosić o pomoc swoich rodziców, oni zostali już ukarani. Teraz przyszedł załatwić sprawę z nią i dzieckiem. Po kilku ciosach kobieta upadła na podłogę. Według niego rany były tak poważne, że nie mogła przeżyć, dziecko też – pragnął ich śmierci. Teraz już mógł uciekać, na twarzy miał kominiarkę, nie został rozpoznany. Szybko wybiegł, zostawiając kobiety w pokoju, zza jego pleców dobiegał krzyk rannej kobiety, gdzieś w oddali krzyczał ktoś inny. Robiło się gorąco, ale znał teren doskonale. Przeskoczył przez płot i pobiegł przez pola, chciał jak najszybciej znaleźć się w domu. Przecież nikt nie będzie podejrzewał go o dokonanie tej zbrodni.

Mężczyzna, który szamotał się z napastnikiem, pobiegł do sąsiadów prosić o pomoc i wezwać policję. Nie wiedział, ilu było napastników. Sądził, że to zwykłe włamanie i złodziej tylko dla ratowania własnej skóry rzucił się na niego. Napastnicy na pewno opuścili już dom. Obudził sąsiadów i poprosił o wykonanie telefonu na policję i wezwanie radiowozu. Potem wrócił do domu, by sprawdzić, jak wygląda sytuacja. W ręce wpadła mu siekiera. Uzbrojony czuł się pewnie. Już w korytarzu usłyszał krzyki kobiet. Pobiegł na piętro. To, co zobaczył w pokoju, przeraziło go. Agata leżała na podłodze w wielkiej kałuży krwi, nie poruszała się. Koszula nocna była podarta, a może nawet pocięta. Najwięcej krwi było w okolicy brzucha. Doskonale wiedział, że była w dziewiątym miesiącu ciąży. Przy niej klęczała jej siostra. Kiedy podniosła głowę, by zobaczyć, kto wszedł do pokoju, zauważył, że ma kilka ran na twarzy. Krew ściekała jej po policzku na koszulę. Nie zwracała na to uwagi, próbowała zatamować krwawienie u leżącej kobiety.
- Żyje, jeszcze żyje. Leć szybko i przyprowadź lekarza, jak przyjedzie pogotowie – rozkazała. Widziała siekierę w jego dłoni i domyśliła się, że napastnik już uciekł.
Mężczyzna zbiegł na dół, przeskakując po dwa stopnie. Zastanowiło go, że hałas nie zbudził gospodarzy. Wpadł do sypialni, zapalił światło i wtedy zauważył nieruchome ciała pięćdziesięciolatków. Pidżama i koszula nocna kobiety były całe we krwi. Nie ruszali się, podszedł bliżej. Nie wyczuł tętna. Był przerażony. Kto dla kilku skradzionych przedmiotów zabija dwie osoby? W głowie miał straszny bałagan, ale adrenalina dodawała mu sił. Teraz najważniejsze, by jak najszybciej dotarła tu karetka pogotowia. Wybiegł przed dom. W oddali zauważył pierwsze migające niebieskie światło.
- Lekarz, gdzie lekarz? Potrzebna jest karetka – krzyknął do policjanta wysiadającego z wozu.
- Za moment będzie, wyprzedziłem ambulans tuż przed waszą wioską.
Rzeczywiście za kilka sekund przyjechała karetka pogotowia. W pierwszej kolejności udzielono pomocy ciężarnej kobiecie. Zatamowano krwawienie i przetransportowano ranną do najbliższego szpitala. Od razu trafiła na stół operacyjny. Lekarze zaczęli walkę o życie dziecka i matki. Rany drugiej kobiety okazały się niegroźne. Jej życiu nie zagrażało żadne niebezpieczeństwo.
- Wiem, kto to był – ranna w twarz kobieta krzyknęła w stronę policjantów. Ratownik w tym czasie zakładał jej opatrunek.
Policjanci wiedzieli już o zwłokach małżeństwa znalezionych w domu. Na miejsce wezwane zostały posiłki oraz technicy kryminalni. Wszystko wskazywało, że mają do czynienia z wyjątkowo niebezpiecznym bandytą.
- Kto? Przecież mówiła pani przed chwilą, że napastnik był w masce – dopytywał się policjant.
- Tak, miał zasłoniętą twarz, ale poznałam go po sylwetce, po sposobie poruszania. To był Eryk, chłopak siostry – oznajmiła.





Szybkie śledztwo

Podejrzany nie stawiał oporu, nie był też szczególnie zdziwiony wizytą policji. Następnego dnia podczas przesłuchania złożył obszerne wyjaśnienia. Potwierdził, że Agata była jego dziewczyną. Kochał ją, ale wiadomość o ciąży zaskoczyła go. Nie zgadzał się, żeby dziewczyna urodziła jego dziecko. Namawiał ją do usunięcia ciąży. Wielokrotnie z nią na ten temat rozmawiał, ale ona go nie słuchała. Na koniec oznajmiła mu, że jeśli nie chce dziecka, to ona z nim zrywa, a w wychowaniu dziecka pomogą jej rodzice. W domu u rodziców jest dość miejsca, a i babcia chętnie zajmie się wnukiem. Jej siostra ma dwójkę małych dzieci, więc kompani do zabawy też się znajdą. Takie postawienie sprawy rozsierdziło Eryka, dlatego z zimną krwią przygotował zemstę na rodzicach dziewczyny, a przy okazji postanowił zabić dziecko. Zeznania złożone spokojnym głosem były wstrząsające. Następnego dnia przeprowadzono wizję lokalną, podejrzany krok po kroku pokazywał, jak poruszał się po domu, zademonstrował, w jaki sposób zabił rodziców swojej byłej dziewczyny i jak zaatakował ją samą. W tym samym czasie lekarze w szpitalu prowadzili walkę o życie dziecka i jego matki. Rany cięte brzucha były na tyle głębokie, że dziecko również doznało urazu – miało ranę ciętą grzbietu i klatki piersiowej. Przez moment było w stanie krytycznym. Za względu na ciężkie niedotlenienie mózgu lekarze wprowadzili malucha w stan hipotermii.
Stan dziecka zaczął się poprawiać. Wydawało się, że najgorsze ma już za sobą. Mały Adaś oddychał nawet sam, bez respiratora. Jednak kilka tygodni później doszło do tragedii. Maluch zmarł, lekarze byli bezradni, odniesione rany okazały się zbyt poważne.

Eryk ma tylko 22 lata. Skończył liceum o profilu policyjnym i marzył o pracy jako zawodowy żołnierz. W szkole średniej uczył się musztry, technik kryminalistycznych i ochrony mienia oraz osób. Nauczyciele nie mieli z nim problemu. Zapamiętali go jako ucznia spokojnego i niesprawiającego problemów wychowawczych. Nawet w sytuacjach trudnych nie reagował agresją i złością. Jego konikiem była historia i teologia, startował nawet w olimpiadzie w tych dziedzinach. Koledzy Eryka opowiadają, że mnóstwo czasu spędzał przed komputerem. Był maniakalnym fanem wszelkiego rodzaju strzelanek. Szczególnie dużo czasu poświęcał na to hobby po zdaniu matury. Zamierzał dostać się do wojska i czas zabijał, strzelając do wirtualnych przeciwników. Jednak biorąc pod uwagę, że około 90% procent nastolatków przyznaje się, że lubi gry komputerowe trudno w tym fakcie doszukiwać się podłoża patologicznych zmian w jego psychice. Złożone wyjaśnienia bezspornie pokazują, że konflikt powstał w związku z ciążą. Chłopak nie potrafił jednak wytłumaczyć, dlaczego tak bardzo nie chciał zostać ojcem.
Eryk J. usłyszał cztery zarzuty: dwóch zabójstw 59-latków i dwóch usiłowań zabójstw kobiety oraz jej dziecka. Każdy z tych czynów został zakwalifikowany jako zabójstwo kwalifikowane. Kwalifikacja dotyczy motywacji podlegającej szczególnemu potępieniu. Za każdy z tych czynów grozi mężczyźnie minimum 12 lat pozbawienia wolności.


Personalia ofiar zmieniliśmy, W Kaliszu ruszył proces Eryka J.
Szokujący wyrok

Szokujący wyrok

Wyrok skazujący właściciela sklepu za złapanie złodzieja bardzo poruszył naszych czytelników. Moglibyśmy tę sprawę rozbudować, gdybać o zbyt brutalnym potraktowaniu domniemanego złodzieja. Zeznał on, że był przykuty kajdankami do kraty i polewany zimną wodą. Właściciel mówi – to kłamstwo, żadnej kraty w sklepie nie ma.
Nie ma też nagrań i świadków tych wydarzeń. Mamy dwie różne wersje. Sędzia uwierzył złodziejowi i pijakowi. Ale chcemy o tym wydarzeniu opowiedzieć w zupełnie innym sposób.
Po raz pierwszy nagrywamy materiał. Posłuchajcie.


Copyright © 2014 Trup w każdej szafie , Blogger