Kobiety lubią niegrzecznych mężczyzn tylko w filmach akcji. W prawdziwym życiu
każda rozsądna dziewczyna szuka u partnera na całe życie zupełnie innych cech.
Niestety los czasem potrafi być o wiele okrutniejsze niż niejeden krwawy film.
Ta historia uczy, że odwaga i determinacja to czasem za mało, żeby zakończyć
toksyczny związek. Potrzebne jest wsparcie rodziny, przyjaciół, a w skrajnych
przypadkach nawet policji.
Szminka ma kolor krwi
Przytulała rozgrzany, spuchnięty policzek do zimnych płytek na ścianie w
łazience. Czuła jak łzy spływają jej po policzkach. Z makijażu, o zgrozo
zrobionego dla niego, nie pozostało już nic. Płakała nie z bólu, była wściekła
na swoją lekkomyślność. Po co dała mu kolejną szansę? Wszystko wskazywało, że
to nie ma sensu, nie ma przyszłości, że będzie powtarzać się w nieskończoność.
Przestrzegali przyjaciele,
matka również dołożyła swoje, ale ona chciała ratować rodzinę. Wszystko dla
dobra dziecka, nie musi przecież jak większość jego rówieśników z przedszkola
wychowywać się bez ojca.
Teraz już wiedziała, że to był błąd. Na szczęście synka nie było w domu.
Poszedł na noc do babci, to miał być tylko wieczór dla nich: kino, kolacja i
jeden drink w modnej knajpce. Prawie się udało. Sławek starał się: był miły,
uprzejmy, rozmowny, uśmiechnięty, ale po drugim kieliszku wszystko się
skończyło.
Teraz siedziała wtulona w kąt łazienki i z obawą zerkała, czy cienkie drzwi
wygrają z jego szaleństwem. Nie miała złudzeń, jeśli po kilku szarpnięciach
klamką zdecyduje się z całą siłą uderzyć w drzwi wykonane w zasadzie z dykty,
to wraz z nimi rozjuszony, pijany mąż wpadnie do środka.
Kilka razy szarpnął za klamkę. Oddalił się, ale słyszała, jak miotał się po
mieszkaniu. Dobiegł ją brzęk szkła, a więc zapowiadało się dalsze chlanie. Może
to jest szansa dla niej – zajęty piciem zapomni o niej, uśnie gdzieś przy
stole.
Nasłuchiwała odgłosów dochodzących z mieszkania, oczekując chwili, by mogła
wybiec z pułapki, jaką okazała się łazienka. Dopóki słyszała jego pokrzykiwania,
musiała czekać. Przez drzwi i ściany nie mogła zrozumieć, co sapie pod nosem,
dobiegały ją pojedyncze słowa, zniekształcone przez ścianę, odległość i wypity
alkohol. Znała je na pamięć: kurwa, dziwka, ja ci pokażę, kocham cię, jesteś
moją żoną – cóż za wyrafinowany zestaw komplementów. Nic tylko cieszyć się, że
ma się tak wspaniałego męża, próbowała się pocieszać, obracając wszystko w
żart.
- Tylko tym razem nie będzie już przeprosin i drugiej szansy – zagryzała zęby,
czując jak bolą rozbite i przecięte usta. Przejechała po nich delikatnie
dłonią, poczuła ukłucie bólu, a na ręce pozostał czerwony ślad – szminka
zmieszana z jej krwią. Ból i miłość nie mogą mieć tego samego czerwonego
koloru.
Kiedy w mieszkaniu od dobrych kilku minut było cicho, odważyła się ostrożnie
otworzyć drzwi. Na czubkach palców, jak ranione zwierzę podczas obławy
przemykała w kierunku wyjścia. Z korytarza zabrała pierwsze z brzegu buty i
swoją torebkę. Potrzebowała dokumentów, by udać się na komisariat policji i do
szpitala na obdukcję.
Buty odważyła się ubrać dopiero przed blokiem na chodniku. Oczywiście w
pośpiechu wybrała te na najwyższych obcasach. W momencie, kiedy rozpadało się
jej małżeństwo, jak na złość wszystko sprzysięgło się przeciwko niej. Na każdym
kroku pojawiały się dowody, jak bardzo chciała podobać się swojemu mężczyźnie.
- Teraz mam już tylko jednego faceta, a on ma 5 lat i jest moim synem – silna
kobieta obwieściła całemu światu.
Miłość zakończona w sądzie
Przez trzy miesiące nie widział swojej żony. Uciekła z domu i gdzieś wraz z
jego synem się zaszyła. Na pewno nie mieszkała u rodziców. Taki głupi nie jest,
to sprawdził dokładnie. Wystarczająco długo sterczał zaczajony w bramie
sąsiedniej kamienicy, by być o tym przekonanym. Próbował śledzić tę „starą
wredną babę, która zaraz po ślubie kazała mu mówić do siebie – mamo”, ale
zawsze jakoś w tajemniczy sposób zdołała go zgubić, to najlepiej świadczyło, że
ma do czynienia z czarownicą, złem wcielonym, które miało fatalny wpływ na jego
kochaną żonę.
Teraz patrzył prosto w twarz Magdy. Tęsknił za nią, każdy dzień bez niej
potęgował jego miłość. Szkoda tylko, że dzieli ich tych kilka metrów i wysokie
drewniane ławy w sądzie.
Nie mógł się skupić na tym, co mówił sędzia. Zresztą, jakie to ma znaczenie,
przecież zaraz odzyska swoją ukochaną. Mąż i żona to układ nierozerwalny, tym
bardziej że mają wspólne dziecko. Cieszył się, że zaraz będą znowu jedną
rodziną.
Na pytania sądu odpowiadał szczerze. Opowiedział, jak bardzo kocha swoją żonę i
dziecko.
- A pani, wysoki sądzie nigdy nie kłóci się z mężem? – skomentował, kiedy padły
kolejne pytania. Zgodnie z zaleceniami adwokata chciał być miły, ale z każdym
kolejnym pytaniem było to coraz trudniejsze. Na domiar złego adwokat Magdy
wyskoczył z obdukcją ze szpitala, z błyskiem w oku, wręcz z tryumfem pokazał
zdjęcia jego żony zrobione dzień po ostatniej awanturze.
- Wiem, że moja żona jest piękna, po co pokazywać tak przekłamane i tendencyjne
zdjęcia – odpowiedział błyskawicznie, a kobieta, którą adwokat kazał mu
tytułować „wysoki sądzie”, uciszyła go stanowczo i zakazała się odzywać, kiedy
nie jest pytany.
- Wredna suka, oczywiście baba zawsze będzie grać w tej samej drużynie, co jego
żona. Jak zwykle mam pecha
- pomyślał.
Ale
najgorsze wydarzyło się na sam koniec. Adwokat, przed salą rozpraw mówił
zupełnie coś innego Uspokajał go, a teraz nogi mu się ugięły, kiedy usłyszał
wyrok. Rok więzienia. Gdzie te „zawiasy”, o których wspominał mecenas. Spojrzał
w oczy żony, spodziewał się tryumfu, błysku zwycięstwa, a zamiast tego dojrzał
łzy pod rzęsami, a jedna kropla spływała po policzku. Była idealnie czysta, bo
tego dnia Magd a przyszła do sądu bez makijażu.
Baby są jakieś inne
Tej łzy uczepił się jak koła ratunkowego. Płacze znaczy, kocha – rozmyślał,
leżąc na więziennej pryczy. Tylko dlaczego dziwka jedna tak go załatwiła, po co
ten sąd – zaraz zadawał sobie pytanie. Miał dość czasu na rozmyślanie, jednak
ile razy powracał
do tego najważniejszego tematu to zawsze miał dziwne odczucia. Z
jednej strony wiedział, że kocha Magdę, z drugiej nie potrafił jej wybaczyć,
przecież to przez nią trafił do więzienia.
- Przyjdzie czas na miłość i na karę – pocieszał się, myśląc o przyszłości
swojego małżeństwa.
Pismo z sądu zupełnie wyprowadziło go z równowagi. Na rozprawie bez jego
udziału Sąd Rodzinny orzekł o rozpadzie ich małżeństwa, dodatkowo całą winą
obciążył jego.
- Spisek, spisek, - krzyczał, drąc pismo na drobne kawałki. Nie zdążył uważnie
nawet go przeczytać do końca- alimenty i widzenia z dzieckiem pod okiem
kuratora przegapił. Całe jego uczucia do małżonki, gdzieś się zgubiły spalone w
ogniu nienawiści i wściekłości.
- Baby są jakieś inne – z mądrą miną skomentował więzień bezmyślnie wpatrzony w
zakratowane okno. Znał tylko tytuł filmu, na pewno nie mógł go oglądać, bo
dopiero wchodził na ekrany kin, kiedy oni skazani byli tylko na filmy w
telewizji, a tam leciały tylko same powtórki.
Po kilku miesiącach wychodząc z więzienia, ciągle nie wiedział, co ma zrobić.
Zależało mu na Magdzie i dziecku, ale równie mocno pragnął ją ukarać. Na
szczęście dziewczyna dobrze uciekła przed oprawcą. W nowym życiu bardzo pomogli
jej rodzice. Telefony i nerwowe dzwonienie do drzwi jej mieszkania wkrótce się
skończyły. Wystarczyła jedna interwencja policjantów, którzy bardzo precyzyjnie
wytłumaczyli mu, jakie są konsekwencje złamania przedterminowego zwolnienia, a
nękanie byłej żony na pewno mieści się w tej kategorii.

Kobieta najlepiej leczy rany
Wszyscy uważają, że czas goi rany, ale jeszcze lepiej robi to nowa miłość.
Sławek początkowo topił samotnie smutki w pubach na Starym Rynku w Poznaniu.
Jego życie nabrało sensu i szybko zapomniał o Magdzie, kiedy pewnego dnia
poznał śliczną blondynkę. Zwrócił na nią uwagę, ponieważ była bardzo podobna do
jego byłej żony. Pewnie, gdyby był bardziej pijany i wzrok odmówił
posłuszeństwa to mógłby je nawet pomylić. Na szczęście zaczynał
dopiero pić. Był po pierwszej wódce, wystarczająco odważny, by zaczepić
nieznajomą, za mało pijany, by rozważna dziewczyna spławiła pijaka. Sławek
uczył się na swoich błędach. Podczas miłego wieczoru spędzonego ze śliczną
nieznajomą wypił tylko jedno piwo. Potem były soki, kawa i spacer, by
odprowadzić dziewczynę na postój taksówek. Samotna i piękna kobieta nie powinna
po nocy włóczyć się sama.
Blondynka miała na imię Monika. Właśnie skończyła studia w Wielkopolskiej
Szkole Medycznej. Wyuczyła się zawodu masażystki i szukała pracy w tej branży.
Przystojny, wysoki mężczyzna zaimponował jej. Spędzili wieczór na rozmowie, on
nie upił się, zaopiekował się nią, wsadził do taksówki i nawet nie nalegał, by
jechać z nią albo zabrać do swojego domu. Znajomość zaczynała się bardzo
ciekawie.
W kolejne dni były następne spotkania. Nie chciała zapeszać i nazywać tego
randkami, ale „motyle w brzuchu” mówiły co innego. Z niecierpliwością czekała
na telefon od niego, a sms-
y czytała z wypiekami na twarzy. Były intrygujące, odważne, ale nie
przekraczały tej cienkiej granicy, za którą są już tylko wyznania napalonego
faceta. Zresztą Sławek w przeciwieństwie do swoich rówieśników był facetem z
krwi kości. Nie żelował włosów, nie miał hipsterskiej
brody, nie gestykulował dłońmi podczas rozmowy w ten charakterystyczny dla
gejów sposób, a nie wiadomo dlaczego przejęty przez wszystkich facetów. Był po
prostu stu procentowym mężczyzną i przekleństwo czasem mu się wymykające nie
raziło nawet w dobrym towarzystwie

Miłość na facebooku
Monika wkrótce przedstawiła przyjaciołom swojego nowego znajomego. Zauważyła,
jak koleżanki lukają na niego z zazdrością, a koledzy z małą nutką smutku i
świadomością, że nie uda im się już jej poderwać. W wyścigu ze Sławkiem nie
mieli szans.
Chciała głośno krzyczeć, by wszyscy wiedzieli, jak bardzo jest szczęśliwa, ale
po co tracić siły i nadwyrężać głos jak można zrobić to przy pomocy facebooka.
Takie zachowanie to już chyba znak czasów, w jakim przyszło nam żyć. Odtąd
młodzi kochankowie w internecie chwali się swoim szczęściem. Publicznie
wyznawali sobie miłość, pokazywali zdjęcia ze wspólnych wakacji, wyjazdu do
Irlandii, wizyt na stadionie piłkarskim. Ona mówiła do niego „Misiek”, on
komplementował jej urodę. Nawet zaręczyny zostały obwieszczone w świecie
wirtualnym. Pierścionek w realu zszedł na drugi plan, był tylko rekwizytem,
który należy sfotografować i wrzuć na profil.
Znajomi gratulowali i życzyli powodzenia na nowej drodze.
Jednak szczęście nie było pisane Monice. Dziewczyna szybko odkryła ciemną
stronę swojego partnera. Sławek potrafił grać inną osobę tylko przez krótką
chwilę. Natury nie idzie oszukać, ciągnęło go do nocnych, pijackich rajdów po
pubach. Mimo że był zaręczony z piękną dziewczyną, nie potrafił przejść
obojętnie obok spotykanych w barach dziewczyn, które pojawiały się tam tylko w
jednym celu.
Monika szybko dowiedziała się o kłamstwach, a nawet zdradach. Chyba nie
takiego szczęścia pragnęła u boku narzeczonego, kiedy na święta Bożego
Narodzenia na swoim profilu facebookowym
życzyła wszystkim takiej radości, jaką spotkała ją w życiu.
Na początku lutego tego roku postanowiła zerwać ze swoim partnerem.
- Od dzisiaj jesteś tylko najgorszym koszmarem minionych miesięcy – zamieściła
dramatyczny wpis na swoim profilu. – Żegnam smutki, żegnam żale, czuję się
wręcz doskonale – dodała zaraz optymistycznie, pokazując znajomym, że jest
silną kobietą i poradzi sobie z tym problemem. Dziewczyna odważnie patrzyła w
przyszłość.
- Jakie to życiowe! Za serce i dobre intencje kopas
w dupas
i to bezczelnie codziennie prosto w oczy, w białych rękawiczkach – komentowała
jedna ze znajomych, co pokazuje, że osoby z najbliższego otoczenia doskonale
zdawały sobie sprawę z grzeszków, jakie ma na sumieniu jej były chłopak.
Niestety Sławek nie mógł się z tym pogodzić. Ciągle był zapatrzony w przeszłość
i nie chciał zaakceptować utraty dziewczyny.
Zapewne jego męska duma została urażona. Wiele również musiała go kosztować gra
zupełnie innego człowieka na potrzeby narzeczonej. Nie bez znaczenia był fakt,
że dotąd cały ich romans rozgrywał się na oczach internautów. Znajomi wiedzieli
o każdym najbardziej intymnym fakcie z życia pary. Męska duma ucierpiała
podwójnie.
Teraz mógł już być szczery i postanowił w brutalny sposób pokazać, kto rządzi w
tym związku.
Ubłagał ją na jeszcze jedno spotkanie, jeszcze jedną rozmowę o ich związku, jak
zwykle liczył na kolejną szansę, tego przecież nauczyło go życie w małżeństwie.
Monika nie zamierzała zmieniać zdania, ale na spotkanie się zgodziła.
Nierozważnie przyszła do jego domu. Kiedy tylko zatrzasnęły się drzwi, a klucz
przekręcił z głośnym zgrzytem zrozumiała, że wpadła w pułapkę. Pierwszy raz
znalazła się w takiej sytuacji. Sławek dotąd nie używał wobec niej siły.
Powodem zerwania były jego zdrady i pijaństwo. O jego przeszłości kryminalnej i
biciu żony również nic nie wiedziała. Co prawda narzeczony przyznał się do
rozwodu oraz dziecka, ale podał zupełne inne powody rozpadu małżeństwa.
- To zła kobieta była, złapałem ją na zdradzie z moim kumplem. Nie mogłem tego
dalej tolerować i ciągnąć – zwierzył się pewnego razu, wstydził się tego
epizodu i zakochanej kobiecie trudno było nie uwierzyć w taką wersję.
Krzyczący, wygrażający pięścią oraz przeklinający facet miotający się po pokoju
wokół fotela, gdzie zaskoczona usiadła. To był nowy obrazek. Gorączkowo myślała
jak z tego wyjść. Próbowała go uspokoić, ale się to nie udało. Minuty wlekły
się w ślimaczym tempie. Każda godzina pozbawienia wolności przekonywała ją, że
musi działać rozważnie. W końcu pod wieczór wykorzystała moment nieuwagi i
przez balkon udało się jej przedostać do sąsiedniego mieszkania. Znała z
widzenia większość mieszkańców bloku, zaskoczonemu starszemu mężczyźnie
powiedziała, że zatrzasnęła drzwi, a nie ma klucza. Szybko wybiegła na klatkę
schodową i wybiegła na ulicę. Otwierane drzwi taksówki oznaczały ratunek i
wolność. Bez namysłu poprosiła o zawiezienie się na najbliższy komisariat
policji.
Po godzinie już tego żałowała. Opuszczała komisariat cały czas czując na sobie
ironiczne spojrzenia policjanta przyjmującego zgłoszenie.
Była wściekła podwójnie, co tam potrójnie, na siebie, że była taka naiwna, na
narzeczonego, że okazał się takim dupkiem i na policjanta, że nie dopatrzył się
przestępstwa i tak pobłażliwie potraktował to zgłoszenie.
To był dopiero początek koszmaru. Były narzeczony nie odpuszczał. Nachodził
byłą dziewczynę, groził jej, kilka razy uderzył, próbował nawet zgwałcić.
Dziewczyna nie chciała nawet z nim rozmawiać. Dla niej było jasne, że z kimś
takim nie zbuduje szczęśliwego życia. Kiedy kochanek zamienił się w brutalnego
bandytę, doskonale wiedziała, co ma zrobić. Poszła na policję zgłosić groźby i
napaść. Pierwsza wizyta jej nie zniechęciła, liczyła, że może inny policjant
potraktuje jej problem poważnie.
Takie zachowanie jeszcze bardziej rozzłościło jej dręczyciela. Choć był wzywany
na komisariat i przesłuchany to policjantom nie chciało się pogrzebać w
papierach i nawet nie doszukali się wyroku za znęcanie nad żoną. To chyba
dodało mu siły i z jeszcze większą siłą zaczął nękać Monikę. Teraz oprócz
namówienia jej do powrotu i odbudowania związku, musiał ją przekonać do
odwołania zeznań. Doskonale wiedział, że jeśli sprawa trafi do sądu, to tam już
nie pójdzie tak łatwo i sędziowie na pewno dokopią się w archiwum do akt sprawy
z jego byłą żoną.
Śmierć w realu
Porzucony, samotny i czujący zbliżające się niebezpieczeństwo miotał się jak
ranny zwierz po swoim mieszkaniu. Zbliżające się święta wielkanocne pogarszały
tylko sytuację. W pracy koledzy mówili tylko o nich, szykowali się do
świętowania, a on przeczuwał dni w pustym mieszkaniu. Do akcji przygotował się
doskonale. W plecaku miał, nóż, wiatrówkę, paralizator, taśmę klejącą i sznur.
Dokładnie wiedział, co zamierza zrobić. To miało być porwanie. Święta są długie
i na pewno starczy mu czasu, by przekonać ukochaną do zmiany zdania.
Jednak wszystko poszło niezgodnie z planem. W Wielką Środę przed świętami Monika
do pracy w drukarni w Żernikach pod Poznaniem przyjechała samochodem wraz z
matką. To znacznie skomplikowało całą sytuację, ale nie zamierzał odpuszczać.
Może jej dzisiaj nie porwie, ale chociaż przemówi jej do rozsądku. Zdesperowany
liczył, że matka stanie po jego stronie. Przecież kibicowała gorąco ich związkowi.
Pełen nadziei podbiegł do samochodu. Monika zauważyła go dopiero jak była już
na parkingu.
- Wzywaj policję – krzyknęła do matki, a ta bez namysłu sięgnęła po telefon.
Misternie zaplanowany plan runął w gruzach. W myślach gorączkowo szukał innego
rozwiązania.
- Zostaw mnie w spokoju, między nami skończone, ile razy mam ci to tłumaczyć
- powiedziała Monika. W jej oczach zobaczył pewność siebie, coś
zupełne innego niż w oczach żony podczas ogłaszania wyroku. Ta kobieta
nienawidziła go i nie potrafiła tego ukryć.
Ręce same zacisnęły się na rękojeści noża w kieszeni. Nie panował nad sobą. Już
druga kobieta go odrzuciła, zlekceważyła, nie doceniała. Urażona męska duma
żądała krwi. Działał jak w transie, zadawał cios za ciosem, a wielkie ostrze
gładko wchodziło w ciało, które jeszcze kilka tygodni trzymał w ramionach w
miłosnym uniesieniu. Chyba nie miał świadomości, że zabija. Dopiero po kilku
sekundach przyszło otrzeźwienie, ale było już za późno. Ukochana w kałuży krwi
leżała bez ruchu na ziemi.
Morderca porzucił nóż oraz plecak ze sprzętem i uciekł samochodem.
Poszukiwanie winnych
Policja błyskawicznie rozpoczęła poszukiwania. W mediach pojawiły się zdjęcia
ściganego mordercy. Policjanci teraz już wiedzieli, że źle ocenili sytuację.
Rzeczywiście tak jak zeznawała zamordowana, mężczyzna był gotowy posunąć się do
najpoważniejszego przestępstwa. Istniała realna groźba, że napastnik będzie
próbował zaatakować kolejne osoby.
Matka zamordowanej dziewczyny oraz była żona, a nawet syn mordercy znaleźli się
pod stałą policyjną ochroną.
Po zabójstwie komendant wojewódzki zlecił przeprowadzenie kontroli w
komisariatach, które zajmowały się przyjmowaniem zawiadomień od zamordowanej Moniki
G. o groźbach i obawie o swoje życie. Stanowisko stracił komendant komisariatu
Poznań Stare Miasto, naczelnik wydziału kryminalnego oraz jego zastępca.
Niestety nie jest to pierwszy tego typu przypadek lekceważenia zgłoszeń o
przemocy ze strony mężczyzny w stosunku do aktualnej lub też byłej partnerki.
Tego typu przestępstw w Polsce jest zgłaszanych wyjątkowo dużo. Statystyka
pokazuje, że tylko bardzo nikły odsetek z nich kończy się zabójstwem. Czy
jednak jest to dowód na to, aby pozostawiać osoby bez pomocy? Na pewno nie. Ta
historia pokazuje, że prawdopodobnie zatrzymanie tylko na 48 godzin napastnika,
uratowałoby kobiecie życie. Sławomir B. był wyjątkowo agresywnym mężczyzną.
Tylko zwykłemu niedbalstwu i lekceważeniu swoich obowiązków przez policjantów
zawdzięczał, że nie trafił do aresztu tymczasowego. Przecież w przeszłości był
już karany za takie samo przestępstwo. Znęcał się i bił swoją byłą żonę. Wiele
na pewno wyjaśniłoby badanie psychologiczne. Takiego natężenia agresji nie
idzie tak łatwo ukryć, a psycholog potrafiłby lepiej ocenić zagrożenie niż
znudzony policjant przyjmujący kolejne zgłoszenie o wyczynach damskiego
boksera. Chyba czas by zmienić policyjne procedury w przypadku przyjmowania
tego typu przestępstw.
Sławomir B. został odnaleziony w niedzielę. Zwłoki mordercy znaleźli członkowie
rodziny. Mężczyzna powiesił się w piwnicy bloku przy ulicy Marszałkowskiej w
Poznaniu, gdzie był zameldowany u swojej ciotki. To również może budzić
zdziwienie. Jeśli trwa policyjna obława na bandytę, to miejsce zamieszkania
powinno znajdować się pod szczególnym nadzorem. Niezależnie od tego, co mówiła
ciotka poszukiwanego. Kobieta zeznała, że od świąt Bożego Narodzenia Sławomir
B. nie pojawiał się w jej mieszkaniu. Lista błędów popełnionych przez policję w
tym przypadku jest wyjątkowo długa. Niestety Monika straciła życie. Dla wielu
kobiet, które znajdą
się w takiej sytuacji ta historia nie przyniesie otuchy. Jak tu
uwolnić się od swojego oprawcy, jeśli nie można liczyć na pomoc policji?
Agnieszka głośno wołała o ratunek. Policyjni biurokraci nie usłyszeli jej
krzyku.