Fake newsy w gazetach

Fake newsy w gazetach



Domowe sposoby na odchudzanie po tłustym czwartku zaprezentowane w „gazecie” Super Express zadziwiły nas. Obserwując wasze reakcje, zauważyliśmy, że też się ubawiliście. Jednak po dłuższym namyśle doszliśmy do przekonania, że to wcale nie jest śmieszne.
Dwie największe polskie gazety drukują na swoich stronach głupie artykuły na potęgę. Prawdy w nich nie ma. To historie całkowicie zmyślone, a bohaterowie podstawieni i opłaceni.
Rozumiemy pisma satyryczne, ale tu dziennikarz niby newsowy kłamie jak na zawołanie.
Internet pełen fake newsów. Trudno z tym walczyć, trudno też się pogodzić. Ale to, co drukuje Fakt i Super Express jest przerażające.
Zresztą zobaczcie sami. Zrobiliśmy bardzo wybiórczy przegląd najbardziej durnych artykułów z tych gazet. Po tej lekturze już wiemy, dlaczego sprzedaż obu tytułów ciągle spada.


Przy okazji warto przypomnieć, że redaktorzy z Super Expressu matce, która zamordowała swoją córkę za rozbieraną sesję na koniu zapłaciła. Na pewno pamiętacie tę makabryczną zbrodnię z Sosnowca. Jakim pozbawionym skrupułów draniem trzeba być, żeby dla ratowania sprzedaży gazety posunąć się do takiego draństwa?









Miłość w sieci, śmierć w real

Miłość w sieci, śmierć w real





Kobiety lubią niegrzecznych mężczyzn tylko w filmach akcji. W prawdziwym życiu każda rozsądna dziewczyna szuka u partnera na całe życie zupełnie innych cech. Niestety los czasem potrafi być o wiele okrutniejsze niż niejeden krwawy film. Ta historia uczy, że odwaga i determinacja to czasem za mało, żeby zakończyć toksyczny związek. Potrzebne jest wsparcie rodziny, przyjaciół, a w skrajnych przypadkach nawet policji.


Szminka ma kolor krwi

Przytulała rozgrzany, spuchnięty policzek do zimnych płytek na ścianie w łazience. Czuła jak łzy spływają jej po policzkach. Z makijażu, o zgrozo zrobionego dla niego, nie pozostało już nic. Płakała nie z bólu, była wściekła na swoją lekkomyślność. Po co dała mu kolejną szansę? Wszystko wskazywało, że to nie ma sensu, nie ma przyszłości, że będzie powtarzać się w nieskończoność. Przestrzegali przyjaciele, matka również dołożyła swoje, ale ona chciała ratować rodzinę. Wszystko dla dobra dziecka, nie musi przecież jak większość jego rówieśników z przedszkola wychowywać się bez ojca.
Teraz już wiedziała, że to był błąd. Na szczęście synka nie było w domu. Poszedł na noc do babci, to miał być tylko wieczór dla nich: kino, kolacja i jeden drink w modnej knajpce. Prawie się udało. Sławek starał się: był miły, uprzejmy, rozmowny, uśmiechnięty, ale po drugim kieliszku wszystko się skończyło.
Teraz siedziała wtulona w kąt łazienki i z obawą zerkała, czy cienkie drzwi wygrają z jego szaleństwem. Nie miała złudzeń, jeśli po kilku szarpnięciach klamką zdecyduje się z całą siłą uderzyć w drzwi wykonane w zasadzie z dykty, to wraz z nimi rozjuszony, pijany mąż wpadnie do środka.
Kilka razy szarpnął za klamkę. Oddalił się, ale słyszała, jak miotał się po mieszkaniu. Dobiegł ją brzęk szkła, a więc zapowiadało się dalsze chlanie. Może to jest szansa dla niej – zajęty piciem zapomni o niej, uśnie gdzieś przy stole.
Nasłuchiwała odgłosów dochodzących z mieszkania, oczekując chwili, by mogła wybiec z pułapki, jaką okazała się łazienka. Dopóki słyszała jego pokrzykiwania, musiała czekać. Przez drzwi i ściany nie mogła zrozumieć, co sapie pod nosem, dobiegały ją pojedyncze słowa, zniekształcone przez ścianę, odległość i wypity alkohol. Znała je na pamięć: kurwa, dziwka, ja ci pokażę, kocham cię, jesteś moją żoną – cóż za wyrafinowany zestaw komplementów. Nic tylko cieszyć się, że ma się tak wspaniałego męża, próbowała się pocieszać, obracając wszystko w żart.
- Tylko tym razem nie będzie już przeprosin i drugiej szansy – zagryzała zęby, czując jak bolą rozbite i przecięte usta. Przejechała po nich delikatnie dłonią, poczuła ukłucie bólu, a na ręce pozostał czerwony ślad – szminka zmieszana z jej krwią. Ból i miłość nie mogą mieć tego samego czerwonego koloru.
Kiedy w mieszkaniu od dobrych kilku minut było cicho, odważyła się ostrożnie otworzyć drzwi. Na czubkach palców, jak ranione zwierzę podczas obławy przemykała w kierunku wyjścia. Z korytarza zabrała pierwsze z brzegu buty i swoją torebkę. Potrzebowała dokumentów, by udać się na komisariat policji i do szpitala na obdukcję.
Buty odważyła się ubrać dopiero przed blokiem na chodniku. Oczywiście w pośpiechu wybrała te na najwyższych obcasach. W momencie, kiedy rozpadało się jej małżeństwo, jak na złość wszystko sprzysięgło się przeciwko niej. Na każdym kroku pojawiały się dowody, jak bardzo chciała podobać się swojemu mężczyźnie.
- Teraz mam już tylko jednego faceta, a on ma 5 lat i jest moim synem – silna kobieta obwieściła całemu światu.


Miłość zakończona w sądzie

Przez trzy miesiące nie widział swojej żony. Uciekła z domu i gdzieś wraz z jego synem się zaszyła. Na pewno nie mieszkała u rodziców. Taki głupi nie jest, to sprawdził dokładnie. Wystarczająco długo sterczał zaczajony w bramie sąsiedniej kamienicy, by być o tym przekonanym. Próbował śledzić tę „starą wredną babę, która zaraz po ślubie kazała mu mówić do siebie – mamo”, ale zawsze jakoś w tajemniczy sposób zdołała go zgubić, to najlepiej świadczyło, że ma do czynienia z czarownicą, złem wcielonym, które miało fatalny wpływ na jego kochaną żonę.
Teraz patrzył prosto w twarz Magdy. Tęsknił za nią, każdy dzień bez niej potęgował jego miłość. Szkoda tylko, że dzieli ich tych kilka metrów i wysokie drewniane ławy w sądzie.
Nie mógł się skupić na tym, co mówił sędzia. Zresztą, jakie to ma znaczenie, przecież zaraz odzyska swoją ukochaną. Mąż i żona to układ nierozerwalny, tym bardziej że mają wspólne dziecko. Cieszył się, że zaraz będą znowu jedną rodziną.
Na pytania sądu odpowiadał szczerze. Opowiedział, jak bardzo kocha swoją żonę i dziecko.
- A pani, wysoki sądzie nigdy nie kłóci się z mężem? – skomentował, kiedy padły kolejne pytania. Zgodnie z zaleceniami adwokata chciał być miły, ale z każdym kolejnym pytaniem było to coraz trudniejsze. Na domiar złego adwokat Magdy wyskoczył z obdukcją ze szpitala, z błyskiem w oku, wręcz z tryumfem pokazał zdjęcia jego żony zrobione dzień po ostatniej awanturze.
- Wiem, że moja żona jest piękna, po co pokazywać tak przekłamane i tendencyjne zdjęcia – odpowiedział błyskawicznie, a kobieta, którą adwokat kazał mu tytułować „wysoki sądzie”, uciszyła go stanowczo i zakazała się odzywać, kiedy nie jest pytany.
- Wredna suka, oczywiście baba zawsze będzie grać w tej samej drużynie, co jego żona. Jak zwykle mam pecha - pomyślał.
Ale najgorsze wydarzyło się na sam koniec. Adwokat, przed salą rozpraw mówił zupełnie coś innego Uspokajał go, a teraz nogi mu się ugięły, kiedy usłyszał wyrok. Rok więzienia. Gdzie te „zawiasy”, o których wspominał mecenas. Spojrzał w oczy żony, spodziewał się tryumfu, błysku zwycięstwa, a zamiast tego dojrzał łzy pod rzęsami, a jedna kropla spływała po policzku. Była idealnie czysta, bo tego dnia Magd a przyszła do sądu bez makijażu.


Baby są jakieś inne

Tej łzy uczepił się jak koła ratunkowego. Płacze znaczy, kocha – rozmyślał, leżąc na więziennej pryczy. Tylko dlaczego dziwka jedna tak go załatwiła, po co ten sąd – zaraz zadawał sobie pytanie. Miał dość czasu na rozmyślanie, jednak ile razy powracał do tego najważniejszego tematu to zawsze miał dziwne odczucia. Z jednej strony wiedział, że kocha Magdę, z drugiej nie potrafił jej wybaczyć, przecież to przez nią trafił do więzienia.
- Przyjdzie czas na miłość i na karę – pocieszał się, myśląc o przyszłości swojego małżeństwa.
Pismo z sądu zupełnie wyprowadziło go z równowagi. Na rozprawie bez jego udziału Sąd Rodzinny orzekł o rozpadzie ich małżeństwa, dodatkowo całą winą obciążył jego.
- Spisek, spisek, - krzyczał, drąc pismo na drobne kawałki. Nie zdążył uważnie nawet go przeczytać do końca- alimenty i widzenia z dzieckiem pod okiem kuratora przegapił. Całe jego uczucia do małżonki, gdzieś się zgubiły spalone w ogniu nienawiści i wściekłości.
- Baby są jakieś inne – z mądrą miną skomentował więzień bezmyślnie wpatrzony w zakratowane okno. Znał tylko tytuł filmu, na pewno nie mógł go oglądać, bo dopiero wchodził na ekrany kin, kiedy oni skazani byli tylko na filmy w telewizji, a tam leciały tylko same powtórki.
Po kilku miesiącach wychodząc z więzienia, ciągle nie wiedział, co ma zrobić. Zależało mu na Magdzie i dziecku, ale równie mocno pragnął ją ukarać. Na szczęście dziewczyna dobrze uciekła przed oprawcą. W nowym życiu bardzo pomogli jej rodzice. Telefony i nerwowe dzwonienie do drzwi jej mieszkania wkrótce się skończyły. Wystarczyła jedna interwencja policjantów, którzy bardzo precyzyjnie wytłumaczyli mu, jakie są konsekwencje złamania przedterminowego zwolnienia, a nękanie byłej żony na pewno mieści się w tej kategorii.




Kobieta najlepiej leczy rany

Wszyscy uważają, że czas goi rany, ale jeszcze lepiej robi to nowa miłość. Sławek początkowo topił samotnie smutki w pubach na Starym Rynku w Poznaniu. Jego życie nabrało sensu i szybko zapomniał o Magdzie, kiedy pewnego dnia poznał śliczną blondynkę. Zwrócił na nią uwagę, ponieważ była bardzo podobna do jego byłej żony. Pewnie, gdyby był bardziej pijany i wzrok odmówił posłuszeństwa to mógłby je nawet pomylić. Na szczęście zaczynał dopiero pić. Był po pierwszej wódce, wystarczająco odważny, by zaczepić nieznajomą, za mało pijany, by rozważna dziewczyna spławiła pijaka. Sławek uczył się na swoich błędach. Podczas miłego wieczoru spędzonego ze śliczną nieznajomą wypił tylko jedno piwo. Potem były soki, kawa i spacer, by odprowadzić dziewczynę na postój taksówek. Samotna i piękna kobieta nie powinna po nocy włóczyć się sama.
Blondynka miała na imię Monika. Właśnie skończyła studia w Wielkopolskiej Szkole Medycznej. Wyuczyła się zawodu masażystki i szukała pracy w tej branży.
Przystojny, wysoki mężczyzna zaimponował jej. Spędzili wieczór na rozmowie, on nie upił się, zaopiekował się nią, wsadził do taksówki i nawet nie nalegał, by jechać z nią albo zabrać do swojego domu. Znajomość zaczynała się bardzo ciekawie.
W kolejne dni były następne spotkania. Nie chciała zapeszać i nazywać tego randkami, ale „motyle w brzuchu” mówiły co innego. Z niecierpliwością czekała na telefon od niego, a sms- y czytała z wypiekami na twarzy. Były intrygujące, odważne, ale nie przekraczały tej cienkiej granicy, za którą są już tylko wyznania napalonego faceta. Zresztą Sławek w przeciwieństwie do swoich rówieśników był facetem z krwi kości. Nie żelował włosów, nie miał hipsterskiej brody, nie gestykulował dłońmi podczas rozmowy w ten charakterystyczny dla gejów sposób, a nie wiadomo dlaczego przejęty przez wszystkich facetów. Był po prostu stu procentowym mężczyzną i przekleństwo czasem mu się wymykające nie raziło nawet w dobrym towarzystwie





Miłość na facebooku

Monika wkrótce przedstawiła przyjaciołom swojego nowego znajomego. Zauważyła, jak koleżanki lukają na niego z zazdrością, a koledzy z małą nutką smutku i świadomością, że nie uda im się już jej poderwać. W wyścigu ze Sławkiem nie mieli szans.
Chciała głośno krzyczeć, by wszyscy wiedzieli, jak bardzo jest szczęśliwa, ale po co tracić siły i nadwyrężać głos jak można zrobić to przy pomocy facebooka.
Takie zachowanie to już chyba znak czasów, w jakim przyszło nam żyć. Odtąd młodzi kochankowie w internecie chwali się swoim szczęściem. Publicznie wyznawali sobie miłość, pokazywali zdjęcia ze wspólnych wakacji, wyjazdu do Irlandii, wizyt na stadionie piłkarskim. Ona mówiła do niego „Misiek”, on komplementował jej urodę. Nawet zaręczyny zostały obwieszczone w świecie wirtualnym. Pierścionek w realu zszedł na drugi plan, był tylko rekwizytem, który należy sfotografować i wrzuć na profil.
Znajomi gratulowali i życzyli powodzenia na nowej drodze.
Jednak szczęście nie było pisane Monice. Dziewczyna szybko odkryła ciemną stronę swojego partnera. Sławek potrafił grać inną osobę tylko przez krótką chwilę. Natury nie idzie oszukać, ciągnęło go do nocnych, pijackich rajdów po pubach. Mimo że był zaręczony z piękną dziewczyną, nie potrafił przejść obojętnie obok spotykanych w barach dziewczyn, które pojawiały się tam tylko w jednym celu.
Monika szybko dowiedziała się o kłamstwach, a nawet zdradach. Chyba nie takiego szczęścia pragnęła u boku narzeczonego, kiedy na święta Bożego Narodzenia na swoim profilu facebookowym życzyła wszystkim takiej radości, jaką spotkała ją w życiu.
Na początku lutego tego roku postanowiła zerwać ze swoim partnerem.
- Od dzisiaj jesteś tylko najgorszym koszmarem minionych miesięcy – zamieściła dramatyczny wpis na swoim profilu. – Żegnam smutki, żegnam żale, czuję się wręcz doskonale – dodała zaraz optymistycznie, pokazując znajomym, że jest silną kobietą i poradzi sobie z tym problemem. Dziewczyna odważnie patrzyła w przyszłość.
- Jakie to życiowe! Za serce i dobre intencje kopas w dupas i to bezczelnie codziennie prosto w oczy, w białych rękawiczkach – komentowała jedna ze znajomych, co pokazuje, że osoby z najbliższego otoczenia doskonale zdawały sobie sprawę z grzeszków, jakie ma na sumieniu jej były chłopak.
Niestety Sławek nie mógł się z tym pogodzić. Ciągle był zapatrzony w przeszłość i nie chciał zaakceptować utraty dziewczyny.
Zapewne jego męska duma została urażona. Wiele również musiała go kosztować gra zupełnie innego człowieka na potrzeby narzeczonej. Nie bez znaczenia był fakt, że dotąd cały ich romans rozgrywał się na oczach internautów. Znajomi wiedzieli o każdym najbardziej intymnym fakcie z życia pary. Męska duma ucierpiała podwójnie.
Teraz mógł już być szczery i postanowił w brutalny sposób pokazać, kto rządzi w tym związku.
Ubłagał ją na jeszcze jedno spotkanie, jeszcze jedną rozmowę o ich związku, jak zwykle liczył na kolejną szansę, tego przecież nauczyło go życie w małżeństwie.
Monika nie zamierzała zmieniać zdania, ale na spotkanie się zgodziła. Nierozważnie przyszła do jego domu. Kiedy tylko zatrzasnęły się drzwi, a klucz przekręcił z głośnym zgrzytem zrozumiała, że wpadła w pułapkę. Pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji. Sławek dotąd nie używał wobec niej siły. Powodem zerwania były jego zdrady i pijaństwo. O jego przeszłości kryminalnej i biciu żony również nic nie wiedziała. Co prawda narzeczony przyznał się do rozwodu oraz dziecka, ale podał zupełne inne powody rozpadu małżeństwa.
- To zła kobieta była, złapałem ją na zdradzie z moim kumplem. Nie mogłem tego dalej tolerować i ciągnąć – zwierzył się pewnego razu, wstydził się tego epizodu i zakochanej kobiecie trudno było nie uwierzyć w taką wersję.
Krzyczący, wygrażający pięścią oraz przeklinający facet miotający się po pokoju wokół fotela, gdzie zaskoczona usiadła. To był nowy obrazek. Gorączkowo myślała jak z tego wyjść. Próbowała go uspokoić, ale się to nie udało. Minuty wlekły się w ślimaczym tempie. Każda godzina pozbawienia wolności przekonywała ją, że musi działać rozważnie. W końcu pod wieczór wykorzystała moment nieuwagi i przez balkon udało się jej przedostać do sąsiedniego mieszkania. Znała z widzenia większość mieszkańców bloku, zaskoczonemu starszemu mężczyźnie powiedziała, że zatrzasnęła drzwi, a nie ma klucza. Szybko wybiegła na klatkę schodową i wybiegła na ulicę. Otwierane drzwi taksówki oznaczały ratunek i wolność. Bez namysłu poprosiła o zawiezienie się na najbliższy komisariat policji.
Po godzinie już tego żałowała. Opuszczała komisariat cały czas czując na sobie ironiczne spojrzenia policjanta przyjmującego zgłoszenie.
Była wściekła podwójnie, co tam potrójnie, na siebie, że była taka naiwna, na narzeczonego, że okazał się takim dupkiem i na policjanta, że nie dopatrzył się przestępstwa i tak pobłażliwie potraktował to zgłoszenie.
To był dopiero początek koszmaru. Były narzeczony nie odpuszczał. Nachodził byłą dziewczynę, groził jej, kilka razy uderzył, próbował nawet zgwałcić. Dziewczyna nie chciała nawet z nim rozmawiać. Dla niej było jasne, że z kimś takim nie zbuduje szczęśliwego życia. Kiedy kochanek zamienił się w brutalnego bandytę, doskonale wiedziała, co ma zrobić. Poszła na policję zgłosić groźby i napaść. Pierwsza wizyta jej nie zniechęciła, liczyła, że może inny policjant potraktuje jej problem poważnie.
Takie zachowanie jeszcze bardziej rozzłościło jej dręczyciela. Choć był wzywany na komisariat i przesłuchany to policjantom nie chciało się pogrzebać w papierach i nawet nie doszukali się wyroku za znęcanie nad żoną. To chyba dodało mu siły i z jeszcze większą siłą zaczął nękać Monikę. Teraz oprócz namówienia jej do powrotu i odbudowania związku, musiał ją przekonać do odwołania zeznań. Doskonale wiedział, że jeśli sprawa trafi do sądu, to tam już nie pójdzie tak łatwo i sędziowie na pewno dokopią się w archiwum do akt sprawy z jego byłą żoną.


Śmierć w realu

Porzucony, samotny i czujący zbliżające się niebezpieczeństwo miotał się jak ranny zwierz po swoim mieszkaniu. Zbliżające się święta wielkanocne pogarszały tylko sytuację. W pracy koledzy mówili tylko o nich, szykowali się do świętowania, a on przeczuwał dni w pustym mieszkaniu. Do akcji przygotował się doskonale. W plecaku miał, nóż, wiatrówkę, paralizator, taśmę klejącą i sznur. Dokładnie wiedział, co zamierza zrobić. To miało być porwanie. Święta są długie i na pewno starczy mu czasu, by przekonać ukochaną do zmiany zdania.
Jednak wszystko poszło niezgodnie z planem. W Wielką Środę przed świętami Monika do pracy w drukarni w Żernikach pod Poznaniem przyjechała samochodem wraz z matką. To znacznie skomplikowało całą sytuację, ale nie zamierzał odpuszczać. Może jej dzisiaj nie porwie, ale chociaż przemówi jej do rozsądku. Zdesperowany liczył, że matka stanie po jego stronie. Przecież kibicowała gorąco ich związkowi.
Pełen nadziei podbiegł do samochodu. Monika zauważyła go dopiero jak była już na parkingu.
- Wzywaj policję – krzyknęła do matki, a ta bez namysłu sięgnęła po telefon.
Misternie zaplanowany plan runął w gruzach. W myślach gorączkowo szukał innego rozwiązania.
- Zostaw mnie w spokoju, między nami skończone, ile razy mam ci to tłumaczyć - powiedziała Monika. W jej oczach zobaczył pewność siebie, coś zupełne innego niż w oczach żony podczas ogłaszania wyroku. Ta kobieta nienawidziła go i nie potrafiła tego ukryć.
Ręce same zacisnęły się na rękojeści noża w kieszeni. Nie panował nad sobą. Już druga kobieta go odrzuciła, zlekceważyła, nie doceniała. Urażona męska duma żądała krwi. Działał jak w transie, zadawał cios za ciosem, a wielkie ostrze gładko wchodziło w ciało, które jeszcze kilka tygodni trzymał w ramionach w miłosnym uniesieniu. Chyba nie miał świadomości, że zabija. Dopiero po kilku sekundach przyszło otrzeźwienie, ale było już za późno. Ukochana w kałuży krwi leżała bez ruchu na ziemi.
Morderca porzucił nóż oraz plecak ze sprzętem i uciekł samochodem.



Poszukiwanie winnych

Policja błyskawicznie rozpoczęła poszukiwania. W mediach pojawiły się zdjęcia ściganego mordercy. Policjanci teraz już wiedzieli, że źle ocenili sytuację. Rzeczywiście tak jak zeznawała zamordowana, mężczyzna był gotowy posunąć się do najpoważniejszego przestępstwa. Istniała realna groźba, że napastnik będzie próbował zaatakować kolejne osoby.
Matka zamordowanej dziewczyny oraz była żona, a nawet syn mordercy znaleźli się pod stałą policyjną ochroną.
Po zabójstwie komendant wojewódzki zlecił przeprowadzenie kontroli w komisariatach, które zajmowały się przyjmowaniem zawiadomień od zamordowanej Moniki G. o groźbach i obawie o swoje życie. Stanowisko stracił komendant komisariatu Poznań Stare Miasto, naczelnik wydziału kryminalnego oraz jego zastępca.
Niestety nie jest to pierwszy tego typu przypadek lekceważenia zgłoszeń o przemocy ze strony mężczyzny w stosunku do aktualnej lub też byłej partnerki. Tego typu przestępstw w Polsce jest zgłaszanych wyjątkowo dużo. Statystyka pokazuje, że tylko bardzo nikły odsetek z nich kończy się zabójstwem. Czy jednak jest to dowód na to, aby pozostawiać osoby bez pomocy? Na pewno nie. Ta historia pokazuje, że prawdopodobnie zatrzymanie tylko na 48 godzin napastnika, uratowałoby kobiecie życie. Sławomir B. był wyjątkowo agresywnym mężczyzną. Tylko zwykłemu niedbalstwu i lekceważeniu swoich obowiązków przez policjantów zawdzięczał, że nie trafił do aresztu tymczasowego. Przecież w przeszłości był już karany za takie samo przestępstwo. Znęcał się i bił swoją byłą żonę. Wiele na pewno wyjaśniłoby badanie psychologiczne. Takiego natężenia agresji nie idzie tak łatwo ukryć, a psycholog potrafiłby lepiej ocenić zagrożenie niż znudzony policjant przyjmujący kolejne zgłoszenie o wyczynach damskiego boksera. Chyba czas by zmienić policyjne procedury w przypadku przyjmowania tego typu przestępstw.
Sławomir B. został odnaleziony w niedzielę. Zwłoki mordercy znaleźli członkowie rodziny. Mężczyzna powiesił się w piwnicy bloku przy ulicy Marszałkowskiej w Poznaniu, gdzie był zameldowany u swojej ciotki. To również może budzić zdziwienie. Jeśli trwa policyjna obława na bandytę, to miejsce zamieszkania powinno znajdować się pod szczególnym nadzorem. Niezależnie od tego, co mówiła ciotka poszukiwanego. Kobieta zeznała, że od świąt Bożego Narodzenia Sławomir B. nie pojawiał się w jej mieszkaniu. Lista błędów popełnionych przez policję w tym przypadku jest wyjątkowo długa. Niestety Monika straciła życie. Dla wielu kobiet, które znajdą się w takiej sytuacji ta historia nie przyniesie otuchy. Jak tu uwolnić się od swojego oprawcy, jeśli nie można liczyć na pomoc policji? Agnieszka głośno wołała o ratunek. Policyjni biurokraci nie usłyszeli jej krzyku.


Copyright © 2014 Trup w każdej szafie , Blogger